wtorek, 31 sierpnia 2010

Bill



Urodził się w Seattle. Pochodził z zamożnej rodziny.

W szkole podstawowej dobrze radził sobie z matematyką, ale bez cudów – ot, zwykły czwórkowo piątkowy uczeń. Dość szybko „obcykał” kilka języków oprogramowania i związał się z jedną z firm, która upadła w latach siedemdziesiątych.

Jakiś czas później na zlecenie firmy Traf-O-Data brał udział w konstrukcji urządzenia, które miało służyć pomiaru ruchu ulicznego na bazie procesora Intel 8008. Zarobił na tym pierwsze 20.000$. Miał wtedy czternaście lat.

Upłynęło kilka lat. Ze swoim kumplem postanowił założyć firmę, która zajmie się sprzedażą interpretera języka BASIC. Zazdrośnicy mówili mu „Willy, dałbyś sobie siana z tymi komputerami”. Gdyby ich posłuchał świat, który dzisiaj znamy, wyglądałby inaczej. Bogu dzięki, nastolatek z Seattle wiedział swoje. Dzięki niemu piszę ten tekst w MS Wordzie.

Był to William Henry „Bill” Gates III. Okrada go ponad połowa ludzkości, a on I tak przez długie lata był najbogatszym człowiekiem na świecie.

Dlaczego wybrałem akurat taki przykład? Dlaczego w ogóle chciało mi się o tym pisać?

By ukazać wam potęgę systematycznej pracy. Bill, i wielu innych, regularnie ‘przerabiało’ jakąś normę. Każda taka norma, to seria małych kroków, które wiodą nas do celu. Zig Ziglar, ikona amerykańskiej branży dystrybucyjnej o dość zamotanym nazwisku, zadał sobie ważne pytanie: Jak zjeść słonia? Odpowiedź brzmi: kawałek po kawałku.

Podobnie jest z realizacją celów.

Jeżeli np. Twoim celem jest napisanie książki – a z tego co mi wiadomo co najmniej kilku naszych gości zajmuje się pisarstwem – prawdopodobnie masz mnóstwo pracy. Po pierwsze musisz zebrać materiały, opracować szkielet swojego dzieła, przygotować warsztat. Potem przystąpić do pisania, by na końcu poddać dzieło korekcie. Wszystko to, to są właśnie takie kęsy słonia –z tą różnicą, że książkę pisze się stronę po stronie. Jeżeli przeciętna książka ma ok. 300str, to napisanie jednej strony dziennie gwarantuje nam, że nasz maszynopis będzie gotowy gdzieś po roku.

Czy gdzieś w chaszczach czai się pułapka? Pewnie. I to cała masa. Nie sposób je wszystkie wymienić, ale postaram się opowiedzieć o kilku z nich:

1) Brak celów – problem dotyczy ludzi, którzy nie wykonali podanego wcześniej ćwiczenia SMART. Myślę, że najlepszym lekarstwem będzie cofnięcie się do archiwum i grzeczne wykonanie zaleconych działań. : - )

2) Nie korzystanie z metody dwóch strzałek - Pamiętacie dwa pytania, które trzeba było sobie zadać rano i wieczorem? Osoby, które nie pamiętają tego ćwiczenia, albo nie wykonały go wcześniej zapraszam do archiwum (Notka: SMART).

3) Zbyt mała lub zbyt wysoka norma- Jeżeli będziemy pisać jedno słowo dziennie, napisanie książki może zając nam troszkę więcej niż rok. Zbyt ciężka norma też nie jest dobrym rozwiązaniem. Pamiętam, jak w 2007r. miałem nie więcej niż osiem godzin wolnego na dobę. Odejmując pięć do sześciu godzin snu, zostawało niewiele czasu na wykonanie planu. W rezultacie albo kładłem się do snu sfrustrowany, że nie wyrobiłem planu albo zasypiałem nad grafikiem. Ważne jest więc, aby pamiętać o jednej rzeczy: ilość kroków, które mamy zamiar wykonać nie może być ani za mała, ani za duża.

Reasumując: Każde wielkie przedsięwzięcie, można podzielić na drobne kroki, których regularne wykonywanie gwarantuje zadowalający efekt końcowy.

Ćwiczenie praktyczne: Zostań „Billem” swojej branży. Swoje cele SMART podziel na dzienne porcje, które realizuj. Jeżeli będziesz systematycznie pracować, pojedyncze dzienne normy skumulują się a efekt końcowy będzie porażający: strona po stronie napiszesz książkę swojego sukcesu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam.

Zachęcam wszystkich do komentowania. Krytyka jest wyjątkowo mile widziana. Zastrzegam sobie prawo do moderacji komentarzy, które łamią zasady dobrego wychowania.