wtorek, 31 sierpnia 2010

Dlaczego TERAZ ?


źródło obrazka: randlak.blox.pl















Mamy za sobą czas refleksji. Przyszło nam spotkać się z wielką tragedią, nie dlatego że zginęli nasi politycy, ale dlatego, że zginęli ludzie – nasi rodacy. Mimo wszystko, należy się też zastanowić nad naszą Polską i okolicznościami, które przyjdzie nam napotkać.

Nie jestem wróżbitą, socjologiem ani nie zajmuje się polityką, dlatego chciałbym skupić się na przewidywanych przeze mnie sytuacjach, które mogą mieć wpływ na ekonomiczną przyszłość narodu.

Zanim zaproszę wszystkich do lektury, pragnę zaznaczyć ważną rzecz: nie jestem Nostradamusem, treść tej notki to CZYSTA SPEKULACJA, która NIE MUSI się spełnić – i miejmy nadzieję, że się nie spełni.

Wszyscy wiemy, że niektóre kraje mają lepiej skrystalizowaną gospodarkę a inne mniej. Kraje wysokorozwinięte o „osiadłych” rynkach kapitałowych oraz rynkach pracy, są ciepłym azylem dla siły roboczej z krajów rozwijających się.

Dobrym przykładem potwierdzającym tę tezę, są dwa miliony Polaków, którzy opuścili swe domy by szukać szczęścia w USA, Niemczech, Francji lub na Wyspach Brytyjskich. Podobnie też, obywatele krajów mniej rozwiniętych niż Polska, przyjeżdżają do nas szukając zatrudnienia.

Zostałem kiedyś zapytany przez dziennikarza co sądzę o takowej „wędrówce ludów”. Odpowiedziałem, że jest to normalny proces ekonomiczny wynikający z wahań popytu i podaży na światowym rynku pracy. Możemy się z tym pogodzić lub nie, co nie zmienia faktu, że konsekwencje ekonomiczne dotkną nas wszystkich.

Należy pamiętać, że nie tylko Polacy opuszają swój Kraj. Podobnie czynią też inne narody. Część z nich szuka swego miejsca…w Polsce.

O ile mnie pamięć nie myli, przyrost naturalny w Polsce na rok 2008 wynosił 0%. Jeżeli wierzyć statystykom, liczba urodzeń i zgonów była dokładnie taka sama. Potem było tylko gorzej . W krajach, które szukają u nas potencjalnego zatrudnienia, ów przyrost jest dużo wyższy. Z całą pewnością, odbije się to pewnym piętnem na naszej sytuacji ekonomicznej.

Wyobraźmy sobie teraz Polskę za czterdzieści lat. Społeczeństwo starzeje się. ZUS albo upadnie (i pracujący dzisiaj na etacie zostaną bez grosza przy duszy) lub też, co bardziej prawdopodobne, środki emerytalne będą pompowane z budżetu Państwa. ZUS stanie się nierentownym przedsięwzięciem, które rząd będzie na siłę utrzymywać przy życiu – prawie jak w przypadku amerykańskiej NASA. Społeczeństwo leżące na zachód od żelaznej kurtyny (nie oszukujmy się, że jej nie ma. Po prostu przesunięto ją trochę na wschód) będą bazować na starszych osobach, w większości ubogich. W przeciwności do krajów z dłuższą tradycją kapitalistyczną, Polacy nie zdążyli podziedziczyć majątków po przodkach, co wielu z nas więzi w kieracie pracy etatowej.

Przewiduję, że zaniknie klasa średnia (która wbrew obiegowym opiniom żyje i ma się dobrze) a jej przedstawiciele staną się albo ubodzy, albo bogaci.

Wielu przedstawicieli narodów rozwijających się ekonomicznie, zaleje rynek pracy, godząc się na niskie wynagrodzenie. Stworzą oni konkurencję dla polskiego pracownika, który stanie przed perspektywą pracy za pensję o mocy nabywczej ok. 600zł (dzisiejszych).

Właściciele firm i inne osoby dające zatrudnienie w ramach cięcia kosztów, masowo pozwalniają pracowników, którzy nie zgodzą się podnieść rzuconej przez obcokrajowców rękawicy.

Innym potencjalnie niebezpiecznym czynnikiem jest zniesienie blokady obrotu nieruchomościami dla kupców z bogatszych krajów. Przyznaję, że informacje, które mam na ten temat mogą być zdezaktualizowane, ale jeżeli Polski rynek nieruchomości się umiędzynarodowi, zostaniemy zalani efektywnym popytem na mieszkania, domy oraz ziemię.

Efektem tego będzie wywindowanie cen nieruchomości w górę – i to wielokrotnie. Może napływ zagranicznego kapitału podreperuje budżet państwa, ale bilans pros and cons i tak będzie na minusie z powodu niebotycznych cen mieszkań. Kto mieszkanie kupi dziś, sprzeda je kiedyś z zyskiem. Kto go nie kupi….cóż, może mieć z tym kiedyś problem.

Jeżeli ograniczenia rynkowe, które dzisiaj nas chronią, zostaną zniesione, będzie jak w piosence Jacka Kaczmarskiego, w której „mury runą i pogrzebią stary świat”.

To bez znaczenia, czy te spekulacje znajdą odzwierciedlenie w przyszłości, czy nie. Tak czy siak, w tej chwili żyjemy w Kraju, w którym naprawdę da się wzbogacić. TERAZ jest właśnie jeden z najlepszych momentów na budowanie swego majątku. Kto nie wzbogaci się teraz, naraża się na to, że nie wzbogaci się nigdy.

Na zakończenie, chciałbym raz jeszcze podkreślić kilka rzeczy.

Po pierwsze: jestem pełen życzliwości dla ludzi wszystkich ras, religii, koloru skóry etc. Opisuję tylko ekonomiczne konsekwencje umiędzynarodowienia rynku – co potencjalnie nas czeka w przyszłości.

Po drugie: podkreślam raz jeszcze – to są czyste spekulacje oparte na układzie zamkniętym. Decyzje podjęte przez Rządy, koniunktura, sytuacje losowe i inne podobne mogą takowy proces zneutralizować, przyśpieszyć lub spowolnić.

Po trzecie: Jakkolwiek nie wyglądałaby przyszłość narodu, ludzie majętni są ZAWSZE lepiej przygotowani na nadchodzącej zmiany. Dzisiejszy rynek kapitałowy pozwala na łatwe i korzystne lokowanie pieniędzy. Sprytni w zeszłym miesiącu osiągnęli stopę zwrotu ok. 20%, to aż 240% w skali roku, czyli kilkaset razy lepiej od lokaty bankowej. Na rynku pracy mamy tzw. rynek pracodawcy, który pogłębia przepaść między pracownikiem a pracodawcą.


Czy można znaleźć lepszy moment na zrobienie pierwszego kroku w stronę wolności finansowej?

Bill



Urodził się w Seattle. Pochodził z zamożnej rodziny.

W szkole podstawowej dobrze radził sobie z matematyką, ale bez cudów – ot, zwykły czwórkowo piątkowy uczeń. Dość szybko „obcykał” kilka języków oprogramowania i związał się z jedną z firm, która upadła w latach siedemdziesiątych.

Jakiś czas później na zlecenie firmy Traf-O-Data brał udział w konstrukcji urządzenia, które miało służyć pomiaru ruchu ulicznego na bazie procesora Intel 8008. Zarobił na tym pierwsze 20.000$. Miał wtedy czternaście lat.

Upłynęło kilka lat. Ze swoim kumplem postanowił założyć firmę, która zajmie się sprzedażą interpretera języka BASIC. Zazdrośnicy mówili mu „Willy, dałbyś sobie siana z tymi komputerami”. Gdyby ich posłuchał świat, który dzisiaj znamy, wyglądałby inaczej. Bogu dzięki, nastolatek z Seattle wiedział swoje. Dzięki niemu piszę ten tekst w MS Wordzie.

Był to William Henry „Bill” Gates III. Okrada go ponad połowa ludzkości, a on I tak przez długie lata był najbogatszym człowiekiem na świecie.

Dlaczego wybrałem akurat taki przykład? Dlaczego w ogóle chciało mi się o tym pisać?

By ukazać wam potęgę systematycznej pracy. Bill, i wielu innych, regularnie ‘przerabiało’ jakąś normę. Każda taka norma, to seria małych kroków, które wiodą nas do celu. Zig Ziglar, ikona amerykańskiej branży dystrybucyjnej o dość zamotanym nazwisku, zadał sobie ważne pytanie: Jak zjeść słonia? Odpowiedź brzmi: kawałek po kawałku.

Podobnie jest z realizacją celów.

Jeżeli np. Twoim celem jest napisanie książki – a z tego co mi wiadomo co najmniej kilku naszych gości zajmuje się pisarstwem – prawdopodobnie masz mnóstwo pracy. Po pierwsze musisz zebrać materiały, opracować szkielet swojego dzieła, przygotować warsztat. Potem przystąpić do pisania, by na końcu poddać dzieło korekcie. Wszystko to, to są właśnie takie kęsy słonia –z tą różnicą, że książkę pisze się stronę po stronie. Jeżeli przeciętna książka ma ok. 300str, to napisanie jednej strony dziennie gwarantuje nam, że nasz maszynopis będzie gotowy gdzieś po roku.

Czy gdzieś w chaszczach czai się pułapka? Pewnie. I to cała masa. Nie sposób je wszystkie wymienić, ale postaram się opowiedzieć o kilku z nich:

1) Brak celów – problem dotyczy ludzi, którzy nie wykonali podanego wcześniej ćwiczenia SMART. Myślę, że najlepszym lekarstwem będzie cofnięcie się do archiwum i grzeczne wykonanie zaleconych działań. : - )

2) Nie korzystanie z metody dwóch strzałek - Pamiętacie dwa pytania, które trzeba było sobie zadać rano i wieczorem? Osoby, które nie pamiętają tego ćwiczenia, albo nie wykonały go wcześniej zapraszam do archiwum (Notka: SMART).

3) Zbyt mała lub zbyt wysoka norma- Jeżeli będziemy pisać jedno słowo dziennie, napisanie książki może zając nam troszkę więcej niż rok. Zbyt ciężka norma też nie jest dobrym rozwiązaniem. Pamiętam, jak w 2007r. miałem nie więcej niż osiem godzin wolnego na dobę. Odejmując pięć do sześciu godzin snu, zostawało niewiele czasu na wykonanie planu. W rezultacie albo kładłem się do snu sfrustrowany, że nie wyrobiłem planu albo zasypiałem nad grafikiem. Ważne jest więc, aby pamiętać o jednej rzeczy: ilość kroków, które mamy zamiar wykonać nie może być ani za mała, ani za duża.

Reasumując: Każde wielkie przedsięwzięcie, można podzielić na drobne kroki, których regularne wykonywanie gwarantuje zadowalający efekt końcowy.

Ćwiczenie praktyczne: Zostań „Billem” swojej branży. Swoje cele SMART podziel na dzienne porcje, które realizuj. Jeżeli będziesz systematycznie pracować, pojedyncze dzienne normy skumulują się a efekt końcowy będzie porażający: strona po stronie napiszesz książkę swojego sukcesu.

Twój najgorszy wróg:

Pewnego pięknego listopadowego dnia dokonałem wielkiej rzeczy – zalogowałem się na swoją skrzynkę e-mail. Piszę o tym, ponieważ odebrałem wtedy bardzo ważnego maila. Mój najważniejszy współpracownik ogłosił konkurs. Warunkiem wygrania konkursu było zwiększenie skuteczności swojej sprzedaży o około 200%. Nagrodą w konkursie była dosyć wysoka premia.

Pierwsze pytanie jakie sobie wtedy zadałem brzmiało: czy jest to możliwe? Czy da się w jednym miesiącu zwiększyć obroty komórki organizacyjnej o 200%? Chociaż wtedy wątpiłem w swoje szanse, postanowiłem spróbować. W końcu nic nie traciłem, a premia piechotą nie chodzi.

Wydawało się być trudne? No tak. Trzykrotne (100%+200%) wyrobienie normy, to jednak może być wyzwanie. Czy się udało?

Jasne.

Dlaczego?

Bo dokonałem innego wyboru niż większość kolegów, którzy stwierdzili, że coś jest „niemożliwe”. Zamiast „aletojestniemożliwować” postanowiłem sprawdzić i okazało się, że dla chcącego nic trudnego. Oczywiście wiązało się to z konsekwencjami: wydłużony czas i natężenie pracy itp.- ale to nie ma wpływu na realność przedsięwzięcia.

Dlaczego coś jest „niemożliwe” ?

Ponieważ nasz umysł jest wyposażony w strefę komfortu, o której mówiłem wcześniej. Nasza strefa komfortu stara się robić wszystko, byśmy PRZETRWALI. Zaznaczam, że przetrwanie nie oznacza szczęśliwego życia pełnego prosperity. Przetrwanie, to przetrwanie. Nasza psychika stara się ograniczyć naszą aktywność. Nasze umysły wymuszają na nas, byśmy przeżyli dzień korzystając z jak największej możliwej wygody. Nic więcej.

Nasza kultura wymyśliła sobie coś takiego jak ambicja, która nakazuje nam osiągać coraz więcej i mieć coraz więcej. Ambicja to uczucie, które jest w sprzeczności z naszą strefą komfortu. Jaki jest tego skutek? Człowiek, który nie nauczy się pokonywać strefy komfortu, jest skazany na niewesołe życie. „Niewesołość ta” polega na tym, że wielu z nas chce coś osiągnąć ale wiecznie przegrywają z swoją strefą komfortu. Następstwem tego stanu rzeczy, jest sytuacja, w której człowiek chce czegoś, ale nic nie robi by to osiągnąć. Jak to napisał T Harv Eker: „chcieć bez mieć, powoduje jeszcze więcej chcieć”. Błędne koło się zamyka.

Widziałem kiedyś zdjęcie człowieka, który stracił ręce. Jakie było jego hobby? Ćwiczenie na siłowni. Co robił po stracie rąk? Ćwiczył. Dokładnie Na tym co zostało z jego ramion, dźwigał zawieszone na łańcuchach ciężary. Zdjęcie było podpisane „impossible is nothing”.

Dodatkowo chciałbym, byście obejrzeli film.

Obejrzyj go, zanim będziesz kontynuować czytanie.

Co o tym sądzisz? Czy wyrobienie 300% normy dalej wydaje się być niemożliwe?

Na szczęście istnieje proste narzędzie, które pozwala nam sprawdzić stopień „niemożliwośći” konkretnego przedsięwzięcia. W obliczu zadań, które wydają się być „niemożliwe” zadaj sobie bardzo proste pytanie: Czy to, co chcę zrobić, ktoś zrobił już wcześniej? Jeżeli odpowiedź brzmi „tak, ktoś już wcześniej tego dokonał” to znak, że dane przedsięwzięcie jest jak najbardziej realne. Jeżeli odpowiedź brzmi „nie, nikt tego wcześniej nie zrobił” to upewnij się, czy to prawda. To, że nie słyszeliśmy o kimś, kto tego dokonał, nie neguje jego istnienia. Jeżeli mamy pewność, że coś nigdy nie zostało zrobione, powinniśmy bardziej wgłębić się w temat- a nuż odkryjemy coś nowego?

Gdyby ktoś zapytał się mnie kilka lat temu, czy da się zarobić w miesiąc 20.000zł odpowiedziałbym, że nie. Potem spotkałem faceta, który zarabiał 40.000zł.

Pytanie: „Czy ktoś już tego dokonał wcześniej?” Jest naprawdę potężnym narzędziem. Sprawia, że klapki opadają z oczu. Pytanie to uwalnia ambicję, która mówi „weź się w końcu do roboty”. Swoją drogą, jeżeli uważasz, że ktoś danego sukcesu jeszcze nie osiągnął, postaraj się być pierwszy. Wynalazek druku był tak bajecznie prosty, że na jego wprowadzenie pozwalała już starożytna technologia. Niestety wynaleziono go stosunkowo nie dawno, właśnie dlatego, że komuś wydawało się to być niemożliwe.

Pamiętaj, że trudne nie znaczy niemożliwe. Stawiaj sobie trudne zadania. Nawet jeżeli poniesiesz klęskę i nie osiągniesz swoich 300% to może uda się zahaczyć o 250%?

Ćwiczenie praktyczne: zastanów się nad projektem, który ostatnio planowałeś realizować. Zadaj sobie pytanie: czy znam kogoś, komu się to udało? Jeżeli zaniechałeś pracy nad czymś potencjalnie „niemożliwym” a widzisz, że ktoś zrobił coś podobnego – to znaczy, że masz do czynienia z wymówką. Możesz swobodnie podjąć decyzję o wznowieniu działania, lub jego zaprzestaniu. Zacznij kontrolować swoje decyzje, za pomocą pytania „czy ktoś to zrobił?”. Po pierwsze zauważysz, jak wiele mamy wymówek by zostać w swojej strefie komfortu. Po drugie, efektywność Twojego działania wzrośnie, ponieważ zaczniesz odróżniać rzeczy trudne, od nierealnych. Postępuj według następującego schematu:

Prawa Umysłu



Żyjemy w społeczeństwie, w którym istnieje zorganizowany system praw. W załączniku do owego zestawu ktoś dołączył zestaw kar, które przeznaczono dla cwaniaków, którzy owe prawa chcą łamać. Tak więc za zgapianie na sprawdzianach obrywa się po ocenach, za przekroczenie prędkości można dostać po kieszeni. W USA wprowadzono przepis, który pod groźbą więzienia, zakazuje rzucania czarów w miejscach publicznych. Wniosek jest prosty: łamanie prawa wiąże się z konsekwencjami.

Większość ludzi nie wie o tym, że istnieją tak zwane niepisane prawa psychiki. Umysł ludzki także rządzi się pewnego rodzaju prawami, które obowiązują każdego – niezależnie od tego czy w nie wierzy, czy nie.

Jest jednak ważna rzecz, o której trzeba wspomnieć: jeżeli złamiemy ustanowione prawo to poniesiemy konsekwencje – o ile damy się złapać. Łamiąc prawa fizyki, godzimy się z tym, że poniesiemy konsekwencje – niezależnie od tego kim jesteśmy. Jeżeli złamiemy prawa psychiki, mściwy cios musi nadejść w tempie błyskawicy. Większość populacji nie wie, jak rządzą się prawa umysłowe- dlatego też ciągle są przez nie karani. Jakie są to prawa? Co zrobić by wykorzystać je na swoją korzyść?

Chciałbym dzisiaj odpowiedzieć na te pytania. Zacznę od przedstawienia dwóch praw, które moim zdaniem, są fundamentalne.

Pamiętacie, jak w ostatniej notce wspomniałem o prawie przyciągania? Pierwszym z praw umysłu, które trzeba mieć na uwadze, jest właśnie prawo przyciągania. Dosyć dobrze opowiada o nim film „Sekret”. We wczesnej młodości zetknąłem się z „Potęgą Podświadomości” Josepha Murphy’ego. Prawo przyciągania jest pierwszą kwestią dotyczącą rozwoju personalnego, z jaką miałem możliwość się spotkać.

Mówi ono: przyciągasz to, o czym myślisz i na czym się skupiasz.

Dlatego też, tak bardzo zalecałem, by monitorować swój majątek netto.

Muszę przyznać, że praktyka bywa trochę bardziej skomplikowana, niż przedstawiają to wyżej wymienione dzieła. Osoby, które piszą/mówią o prawie przyciągania, często pomijają dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, prawo przyciągania jest akceleratorem – nie alternatywą działania. Działanie jest niezbędnym warunkiem osiągnięcia sukcesu w jakiejkolwiek kwestii. Należy również wspomnieć, że prawo przyciągania nie powinno występować w konflikcie z wewnętrznymi przekonaniami . Jeżeli zaniedbamy działanie, lub używamy prawa przyciągania w sprzeczności z naszymi przekonaniami, możemy zobaczyć taki dancing, jaki widziano pod Grunwaldem.

Prawo substytucji – jedno z moich ulubionych praw. Mówi ono, że nie da się myśleć o dwóch rzeczach na raz. Jeżeli o godzinie 15.01 pomyślałem o obligacjach a o 15.02 pomyślałem o akcjach, to pierwsza myśl została wyparta przez drugą. Dlaczego to jest takie super? Bo jest bardzo praktyczne. Spróbuj pomyśleć o walizce pieniędzy i traktorze za jednym zamachem. Po prostu jest to niemożliwe- w naszej psychice może gościć tylko jeden obraz w danej chwili. Nie można myśleć o dwóch rzeczach na raz. Oczywiście możesz się wycwanić i wyobrazić sobie traktor, w którym jest walizka pieniędzy – ale nie możesz wyobrazić sobie tego jednocześnie w dwóch różnych obrazach.

Dlaczego prawo substytucji jest takie praktyczne? Ponieważ koncentrując się na rozwiązaniu problemu, nie można jednocześnie marudzić. Koncentracja na rozwiązaniu rozwiewa marudzenie. Prawda jest taka, że goniąc za sukcesami (cokolwiek dla Ciebie oznacza sukces) narażamy się na potencjalne ryzyko. Sporadycznie występują porażki, straty. Czasami życie daje piachem w oczy i trzeba działać – osoby, które zbyt długo toną we łzach, często przegrywają. Istnieje złota zasada: działanie, działanie i przede wszystkim działanie.

Korzystanie z prawa substytucji jest nie tylko łatwe, ale też praktyczne: koncentrując się na rozwiązaniach, nie mam możliwości koncentrować się na marudzeniu. Jeżeli ktoś koncentruje się na działaniu i możliwościach, to znajduje rozwiązania i obraca porażkę w sukces. Sprawdzone, działa

Ćwiczenie Praktyczne: przypomnij sobie jakiś ważny projekt nad jakim pracujesz. Zastanów się jak możesz wykorzystać prawo przyciągania i prawo substytucji w jego realizacji. Jestem przekonany, że wymyślisz przynajmniej kilka dróg. W najbliższym czasie pokażę wam bardzo dobrze zorganizowane systemy stosowania tych praw. Tak swoją drogą gdyby ktoś miał jakieś pytania, lub chciał ten temat przedyskutować prywatnie, zapraszam na moją skrzynkę pocztową –Uprzejmie proszę o podpisywanie się pod korespondencją – nie odpowiadam na anonimy.

Chciałbym przypomnieć, że skala prowadzonych projektów nie ma znaczenia. Dla niektórych ważnym projektem jest rozbudowanie ogromnej korporacji, dla innych ważne jest znalezienie pracy. Przedstawione prawa są 100% skuteczne zarówno przy zdawaniu szkolnych egzaminów jak i śmiałych przedsięwzięciach finansowych. Pragnę zauważyć, że sprawy, które opisuję na blogu są tak samo skuteczne w finansach osobistych jak i życiu prywatnym. Nie ważne czy masz 100zł czy 100.000zł. Przedstawiona na blogu wiedza jest uniwersalna.

Tablica Motywacyjna



Pamiętacie, jak obiecywałem pokazać praktyczne narzędzia dotyczące praw umysłu? Dzisiaj chciałbym przedstawić jedno z nich. Jest to tablica celów.

Z góry zaznaczam, że nie jest to mój wynalazek. Jest to dość stary i znany patent ale ponieważ nie jest zbyt popularny, chciałbym o nim wspomnieć. Tablice celów zwane są też jako tablice motywacyjne.

Jakie zadania spełnia to proste narzędzie?

- Przypomina nam o celach
- jest źródłem motywacji
- Nasącza nas umysł pożądaną treścią, co uruchamia prawo przyciągania
- Tablica motywacyjna gryzie nas po sumieniu, jeżeli nie realizujemy celów. Jeżeli wisi na niej nasza kartka z celami, których realizacją się akurat nie zajmujemy, to odczuwamy takie niefajne uczucie z serii „widzę jak się lenisz” :- )
- Eliminuje wszelkie wymówki typu „zapomniałem”
- Psychika lubi wszelkiego rodzaju gadżety. Taka tablica jest tego typu zabawką, która „podkręca” nasze obroty na poziomie podświadomym.



Jak sobie zrobić taką tablice? Oj, to bardzo skomplikowany proces, którego przebieg zamieszczam poniżej:

- Zastanów się, czy chcesz sobie sprawić taką tablicę.
- Dlaczego odpowiedź brzmi „tak” ? :- )
- Gdy już zdobędziesz np. tablicę korkową, to powieś ją na ścianie.
- Powieś na tablicy wszystkie rzeczy, które wg Ciebie mogą pomóc Ci w realizacji celów.


Gotowe. Jeżeli z przyczyn technicznych nie możesz takiej tablicy zawiesić, użyj swojego pulpitu komputerowego. Ostrzegam jednak, że efekt będzie słabszy.

Co na takiej tablicy powinno się znaleźć? To, co uważasz za słuszne. Rodzaj i styl tablicy, to kwestia indywidualna. Moja tablica świeci pustkami – wisi na niej tylko kartka z listą celów. Rozpatruję dodanie jakiejś statystyki – więcej mi nie trzeba. Niektórzy lubią bawić się w bardziej złożone sprawy, wieszają jakieś fotografie, inspirujące aforyzmy itp.

Ćwiczenie Praktyczne: Rzuć okiem na tego linka  . Spraw sobie taką tablicę. Widzimy się w piątek – dla każdego, który pod piątkowym wpisem umieści komentarz, w którym oznajmi, że ma tablicę czeka nagroda: poczucie dobrze odwalonej roboty.

Pod tym adresem znajdziesz moją poradę dot. Tablicy Motywacyjnej - serwis Zaradni.pl

Dlaczego czujemy lęk?

Wszystko co robimy, świadomie bądź nieświadomie, jest owocem co najmniej jednego z dwóch procesów.

Po pierwsze każde nasze działanie, jest spowodowane Chęcią Osiągnięcia Przyjemności.

Drugim bodźcem, który zdecydowanie dominuje nad pierwszym, jest Strach Przed Bólem.

Jeżeli robimy kanapki to chcemy osiągnąć korzyść związaną z walorami smakowymi jakże skomplikowanej potrawy. Robiąc jedzenie staramy się także uniknąć bólu związanego z głodem.

Jeżeli staramy się o uzyskanie zaszczytnego statusu Rentiera (celowo użyłem dużej litery) jest to powodowane korzyścią związaną z bogactwem, które nadejdzie w przyszłości. Staramy się też uniknąć negatywnych uczuć związanych z ubóstwem.

Budując relacje z ludźmi staramy się osiągnąć korzyść przynależności do grupy (kłania się Piramida Maslowa) lub uniknąć samotności.

Każdego dnia staramy się coś osiągnąć oraz uniknąć czegoś innego.

No dobrze. Fajnie. Ale ciągłe skupianie się na tych dwóch biegunach ludzkiej motywacji, byłoby lekko uciążliwe prawda?

Oczywiście. Dlatego też nasz umysł jest wyposażony w "skomplikowaną aparaturę", która automatyzuje poszczególne czynności. Nikt nie zastanawia się np. nad trawieniem. Nikt nie mówi "ojej, muszę strawić tę kanapkę, a potem wracam do roboty". Jest to proces zautomatyzowany.

Widzimy więc, że wiele procesów organicznych ma wewnętrzny rozrusznik. Podobnie jest z procesami stricte psychologicznymi. Procesy osiągania korzyści i unikania bólu są ściśle podświadome a uczucia z nimi powiązane (kije i marchewki, które podsuwa nam umysł) są efektem działania takiej właśnie "aparatury".

Wspomnianą wcześniej "aparaturą" jest strefa komfortu. Jest to narzędzie, którego zadaniem jest, jak to ktoś kiedyś ujął, "powstrzymywanie nas przed robieniem głupot". Strach przed pierwszym skokiem na bungee, dieta, publiczne przemawianie, praca na wysokości, prowadzenie biznesu - wielu ludzi czuje strach na wspomnienie tych zagadnień. Dzieje się tak nie dlatego, że są obiektywnie szkodliwe. Są po prostu ryzykowne - biznes może nie wypalić, publiczna przemowa może zamienić się w publiczny wygłup.

Spróbuję przedstawić tytułowe narzędzie w postaci graficznej:


Zauważcie: Wszystko co znamy i potrafimy zrobić, nie budzi w nas żadnych emocji- znajduje się w strefie komfortu. Nikt się specjalnie nie emocjonuje podczas np. mycia zębów. Wszystko co obce, budzi w nas strach. Znajduje się poza strefą. Dzieje się tak dlatego, że nasza strefa komfortu (przy pomocy podsuwanego lęku) stara się nas zmusić do rezygnacji z podjętych działań. W końcu może stać się coś złego, prawda? Jak pisałem wcześniej, nasz umysł to straszny dywersant, który nie lubi zmian i zrobi wszystko by wszystko toczyło się tak, jak jest dzisiaj. Dla strefy komfortu nie ważne jest to byś prosperował. Dla niej ważne jest to, byś przetrwał. Co się dzieje w chwili, kiedy buntujemy się przeciwko niej i ignorując jej zalecenia, działamy dalej np. poprzez skok na bungee?



Strefa potęguje stres, który ma za zadanie zmusić nas do zdjęcia liny z nóg i powiedzenia "Nie skoczę!". Jeżeli jej posłuchamy to frajdzie małego szantażysty stanie się zadość. Wrócimy grzecznie na miejsce, powiemy "przepraszam, już nigdy nie będę starał się robić czegoś stresującego".

Inną opcją jest odbicie się od podłoża i skok. Wtedy poziom adrenaliny wzrasta. Następuje przebicie się przez barierę psychiczną. Nasza strefa komfortu poszerza się o nowe doznanie. Ponowne wykonanie tej samej czynności nie będzie już budziło tak silnych emocji - będzie już bardziej znajome. Każdy kolejny skok na bungee będzie coraz mnie stresujący.

Nasza strefa komfortu będzie poszerzona o kolejne doświadczenie i umiejętność. Powinna wyglądać w taki sposób:

Zauważcie, że strefa komfortu jest bardzo elastyczna. Często jednokrotne "przełamanie się" powoduje, że nie będziemy czuli dyskomfortu przy kolejnych próbach np. skoku bungee.

Podsumowanie:

Jeżeli czegoś się boimy, to znaczy, że umysł stara się zniechęcić nas do zrobienia czegoś, co być może jest dla nas ważne. Proces odpowiedzialny za ten mechanizm, nazywany jest strefą komfortu. Jeżeli ulegniemy temu mechanizmowi, nasz rozwój osobisty stanie w miejscu i prawdopodobnie nigdy nie zrobimy żadnego kroku do przodu. Jeżeli się przełamiemy, bariera psychiczna pryska a nasza strefa komfortu akceptuje nowo nabyte doświadczenie jako normalne.

Ćwiczenie Praktyczne: Zrób coś, o czym zawsze marzyłeś i czego równie silnie się bałeś. Zjedz Pająka :-). Ok, żartowałem, nie rób tego. Idź zrobić coś, wobec czego odczuwałeś dyskomfort. Mówię tu o czymś sensownym np. zapisz się na jakiś kurs; przeprowadź poważną rozmowę, której potrzebujesz; zmień coś w swoim życiu - jeżeli czujesz taką potrzebę itd. Lepiej złóż postanowienie, że wystartujesz z jakąś inicjatywą, naucz się czegoś, pokonaj lenistwo, postaw sobie ambitne cele (patrz: notka o SMART) i do dzieła! :- )

I najważniejsze: przeskocz przez barierę lęku i zrób coś wielkiego :-)

Waga Determinacji



Chciałbym podzielić się z wami pewną refleksją.

Od 10 lipca do 31 października 1940 roku, trwała słynna Bitwa o Anglię. Sir Winston Churchill był oblegany przez swoich doradców, którzy nakłaniali go do kapitulacji. Ten z kolei, nie chciał o tym słyszeć. Gdy bomba eksplodowała tuż obok jego siedziby, wybiegł na zewnątrz i groził pięścią niemieckim bombowcom. Wiedział, że przegrywa ten, który się poddaje.

Pod koniec swojego życia, wygłosił publiczne wystąpienie. Wstał, podszedł do mikrofonu i rzekł „Nigdy, nigdy, przenigdy się nie poddawajcie”. Churchill usiadł na miejscu. Jak głosi anegdota, ludzie nie bardzo wiedzieli co się dzieje – czy to już koniec przemówienia wielkiego wodza? Tak. Sir Winston nie miał nic więcej do powiedzenia.

Chciałbym potwierdzić autentyczność tych słów.

Pochwalę się, że w tym tygodniu zrealizowałem jeden z największych życiowych celów. Nie zrozumcie mnie źle, nie piszę o tym, by się przechwalać jaki to ja jestem super, extra, och i ach. Piszę o tym, by uświadomić wam realność słów Churchilla. Nigdy, nigdy, przenigdy się nie poddawajcie.

Czasami bywa tak, że wielkie cele wymagają wielkich poświęceń. Osiągnięcie ich często jest odziane w paskudny płaszcz ciężkiej pracy. Realizacji wspomnianego celu poświęciłem wiele miesięcy. W podróżach służbowych pokonałem około pięciu tysięcy kilometrów- często idąc pieszo lub trzaskając się w mało komfortowych środkach komunikacji. Nie liczyła się pora roku, warunki pogodowe, rozwinięta konkurencja ani trudny rynek działania. Bywało tak, że wstawałem o drugiej w nocy by pracować przez trzydzieści godzin. Kilka razy rzuciłem wszystko w diabły obiecując sobie, że wywieszę białą flagę. Ale nie wywiesiłem – za każdym razem wstawałem i wbrew wszystkiemu brnąłem dalej. Kiedyś ktoś powiedział mi troszkę wulgarną ale mądrą sentencje : „Nie ma znaczenia ile razy na pysk upadłeś. Ważne, byś potrafił wstać przynajmniej raz więcej”.

Tak swoją drogą, pamiętacie jeszcze Nick’a Vujicic?

Będę zmierzał ku meritum, gdyż troszkę się zapędzam. Jeżeli chcecie realizować swoje cele, nie zniechęcajcie się porażkami. Każdy stoi przed wyborem. Możemy żyć wygodnie i nie popełniać błędów. Drugą opcją, jest zdobywanie szczytów – ale to rzadko bywa wygodne i łatwe. Jeżeli chcesz realizować wielkie cele, musisz zdobyć potrzebne kwalifikacje, zrozumieć pewne zasady działania, oraz pamiętać o przesłaniu Churchilla – nigdy, nigdy, przenigdy się nie poddawaj!


Ćwiczenie Praktyczne: Jeżeli bezowocnie pracujesz nad jakąś sprawą i od pewnego czasu nie widzisz efektów, wycofaj się, wycisz, przegrupuj swe siły. Nie inwestuj czasu i uwagi w cele, które nie są tego warte. W przypadku wszystkich celów, które są ważne: działaj. Naładuj baterię. Pomyśl co może być źródłem porażki i pozbądź się owego źródła. Odwiedzaj regularnie mojego bloga – znajdziesz na nim wiele wskazówek i narzędzia, które Ci pomogą. Spisz cele wg metody SMARTER i plan działania. Nie słuchaj tego, co mówią spece od „aletojestniemożliwowania”. Patrz racjonalnie na swoje postępowanie, ale nie pozwól by ktoś Cię demotywował. I najważniejsze: nie poddawaj się.

Trzech dochodowych muszkieterów

Chciałbym dzisiaj opowiedzieć o kilku rodzajach dochodów. Nie mówię tutaj o podziale na dochód netto i brutto – ok, znajomość tych pojęć jest ważna, ale to nie wystarczy. Fundamentem bogactwa, jest znajomość różnego rodzaju dochodów, oraz talentu do generowania ich z odpowiednich źródeł.

Istnieją trzy najważniejsze źródła dochodów:

Dochód Pasywny- Złoty medalista na naszym podium. Jest to dochód, który nie wymaga jakiejś wielkiej uwagi osoby, która go pozyskuje. Oczywiście podlega on opodatkowaniu, ale na korzystniejszych warunkach niż dochód z pracy etatowej. Jaka jest jego najfajniejsza cecha? Taka, że pieniądze wpadają nam same z siebie do kieszeni, nie musimy ślęczeć na stanowisku pracy osiem godzin na dobę. Czasami trzeba kontrolować strumień dochodu pasywnego, ale nie jest to czynność pracochłonna. Dobrym przykładem dochodu pasywnego jest zysk np. z lokaty bankowej. Lokujemy 1000000zł na 8% rocznie, wychodzi nam co roku 80000zł odsetek, odsetki dzielimy sobie na dwanaście miesięcy i wychodzi nam ponad 6500zł do przejedzenia miesięcznie. Fajne? Pewnie, że fajne. Jeżeli przejesz roczne odsetki, nie musisz się martwić: za rok napłyną kolejne. Aby ten system działał, należy spełnić jeden warunek: wydajemy tylko odsetki od tego miliona. Sam milion zostaje na swoim miejscu – ma on pełnić rolę kury, która znosi złote jaja.



Nie lubisz inwestycji? Kup mieszkanie i je wynajmij. Postaraj się, by czynsz był pokryty przez zysk z wynajmu. Jeżeli miesięczny koszt utrzymania mieszkania wynosi 1000zł a ktoś płaci Ci za jego wynajem 1500zł, to masz na czysto pięć stówek miesięcznie. Fajne? Pewnie, że tak. Co prawda nieruchomość może zostać zdemolowana przez hordy rządnych krwi lokatorów, ale i na to są ubezpieczenia.

Dochód Progresywny- jest to rozwinięcie dochodu pasywnego. Czym on się różni od poprzedniego dochodu? Tym, że rośnie z czasem. Dobrym przykładem dochodu progresywnego są zyski z marketingu sieciowego. Pan X jest konsultantem pewnej firmy w marketingu sieciowym: jego osobista działalność przynosi mu miesięcznie 1500zł. Ponieważ zasponsorował dziesięciu następnych dystrybutorów, jego zyski rosną. Załóżmy, że każdy dystrybutor przynosi 100zł dochodu pasywnego miesięcznie. Jak będzie wyglądać zysk Pana X? Wrzucone dane do Excela, dają następujący obraz sytuacji:


Wykres wykonano przy założeniu, że każdego miesiąca liczba dystrybutorów zwiększa się o dziesięć osób. Jest to typowy przykład dochodu progresywnego. Z czasem rośnie. Proste? Więc do dzieła :-)

Dochód Rezydualny- Dochód rezydualny cechuje się tym, że pasywnie występuję przez dłuższy okres czasu. Jeżeli płacę za telefon stówkę co miesiąc swojemu operatorowi, to pieniądze, które mu daję w zamian za usługę, są przykładem dochodu rezydualnego (operatora, nie mojego). Kieszonkowe, które niektórzy dostawali jako dzieci, również jest przykładem dochodu rezydualnego – była to kwota otrzymywana regularnie. Inny przykład dochodu rezydualnego to dywidenda. Jednorazowy zakup akcji powoduje, że otrzymujemy comiesięczny zysk na każdą akcję. Jest to jednak rozwiązanie mało popularne na polskim rynku akcyjnym. Firmy wolą pieniądze z dywidend reinwestować by premiować akcjonariuszy zyskiem z wzrostu kursu. Nieco odmienna kultura inwestycyjna panuje w innych krajach – gdzie dywidenda czasem jest dość spora, ale odbywa się to kosztem kursu danego waloru.

Jaki jest sekret bogactwa?

Najważniejszą umiejętnością, która decyduje o tym „kto ma a kto nie ma”, jest umiejętność zamiany aktywów w dochód, który jest pasywny, progresywny oraz rezydualny. Oczywiście nie zawsze jest to łatwe – ale czy ktokolwiek obiecywał, że będzie? Najlepszą drogą do wolności finansowej, jest budowanie swojego portfela inwestycyjnego w taki sposób, by mimo zysku nie pochłaniał zbyt wiele uwagi (dawał dochód pasywny), jego wartość rosła z czasem (progresywność). Ważna jest też regularność (rezydualność) przynoszonych zysków.


Ćwiczenie praktyczne: Po 483 słowach tejże notki, powiem o co w niej chodzi bez skomplikowanej nomenklatury :- ). Chodzi o to, by nasze aktywa przynosiły zysk bez poświęcania im szczególnie wiele uwagi; zysk ten powinien rosnąć z czasem oraz powinien być regularny. Zastanów się więc nad rentownością swoich aktywów np. gotówki. Może warto kupić nieruchomość by ją wynająć (dochód pasywny i rezydualny) lub zarobić na wzroście jej wartości (dochód progresywny)? Przemyśl wypłatę pieniędzy z rachunku bankowego i kup aktywa o większej stopie rentowności, albo przynajmniej załóż lokatę bankową. Zrób cokolwiek by nabyć jak największą liczbę aktywów o zadowalającej rentowności. Pamiętaj tylko, by nie pakować się w inwestycje, o których nie masz zielonego pojęcia.

I jeszcze jedna sprawa na dobranoc: mój blog nie stanowi ani konkretnej oferty, ani nie ma za zadanie nikogo do niczego namawiać. Blog nie jest reklamą żadnej konkretnej firmy, czy instytucji. Zawartość bloga, to moje przemyślenia, które dobrze sprawdzają się w moich strategiach inwestycyjnych. Zamieszczane przeze mnie rady przynoszą dobre efekty, ale to dalej są tylko rady. Redakcja bloga nie ponosi odpowiedzialności za skutki korzystania z jego zawartości.

Wyrabiamy normę!

Człowiek z natury jest istotą wygodną. Gdy stawiamy sobie wielkie cele czujemy się podekscytowani nową przygodą, ale często bywa tak, że coś w środku nie współgra. Jest to nasza strefa komfortu i wewnętrzny leń, który czasem się wybudza z snu zimowego i rozrabia jak się da.

Przy odbiorze którejś tam wypłaty, postanowiłem, że będę rentierem. Już wtedy wiedziałem o tym, że w żadnym wypadku nie pogodzę się z modelem życia typu „tyraj-na-zus-i-czekaj-aż-nfz-wykopie-Ci-elegancki-dołek-w-ziemii”. Nie chciałem, by „Psalm dla stojących w kolejce” objął mnie swoją tematyką.

Od tamtej pory minęło kilka lat. Po drodze angażowałem się w wiele projektów, przewinąłem się przez kilka branż. Poznałem kilkaset ludzi, którzy reprezentowali bardzo różne profile zawodowe. Miałem przyjemność poznać pracowników fizycznych, biurowych, kadry kierownicze, prezesów firm a także rentierów, czyli ludzi, którzy utrzymują się z odsetek od lokat. Zauważyłem, że niektórzy z nich mają problemy z „wyrabianiem normy”. Część z nich nie potrafiła zorganizować sobie czasu pracy. Problem ten dotykał szczególnie ludzi, którzy byli pracownikami niższego szczebla. Podobny problem miewali początkujący managerowie, którzy dopiero zaczynali swoją przygodę z zarządzaniem.

Rozumiałem ich doskonale – podobny problem miałem i ja. Byłem niezorganizowany.

Jak sobie z tym problemem poradzić?

Ukończyłem Zarządzanie i Psychologię Biznesu – wiem, że studenckie podręczniki pełne są mądrych i uczonych definicji. Znajdzie się nawet kilka mądrych wzmianek o praktycznych metodach motywacji personelu – ale tematyka automotywacji i autoorganizacji, jest już zaniedbywana.

Wymyśliłem więc narzędzie, które prywatnie nazwałem tabelą jakości. Jak taka tabela wygląda i jak się ją konstruuje? Bardzo prosto.



Załóżmy, że ktoś postawił sobie za cel zrobić 100 pompek w ciągu tygodnia, przebiec sumaryczną długość maratonu (42,195 km) i spędzić na basenie 50h. Tak prozdrowotnie .

Tydzień zwykle ma 7 dni. Jeżeli podzielimy cele tygodniowe na dni, wychodzi nam (zaokrąglając w górę) 15 pompek, 6,3 km do przebiegnięcia oraz 7,2h na basenie – każdego dnia. Jeżeli codziennie wyrobimy taką normę, mamy zagwarantowaną realizację celów – i to z nadwyżką ponieważ ułamki zaokrąglałem w górę.

Tworzymy sobie tabelkę, za każde wykonane zadanie wpisujemy 1 lub 0 dla niewykonanego zdania.

Kilka uwag:



Na przykładzie widzimy, że naszemu sportowcowi coś po drodze nie wyszło. W środę nie przebiegł 6,3km (być może nie ruszył się z domu, albo przebiegł tylko 6km). W piątek coś nawalił przy pompkach – zapomniał o piętnastej, lub coś w tym stylu. Wykonał 19 z 21 zadań (3 zadania x 7 dni) – czyli wyrobił 90,4% normy.

Zauważcie ciekawą zależność – nawaliły tylko dwa szczegóły i jesteśmy prawie 10% w plecy.

Dlatego też warto zawyżać swoje normy i swoje cele. Nie ma co ukrywać, że przy złożonych przedsięwzięciach wiele spraw się komplikuje. Dlatego też swoje normy dzienne należy zawsze zawyżać o 10%. Daje nam to gwarancję, że nawet przy drobnych potknięciach, nasze efekty będą zadawalające.

Kolejna moja opinia: pomiędzy wykonywaniem każdej czynności warto zrobić sobie przerwę. Po pierwsze zmęczony człowiek jest mniej efektywny. Odpoczywać powinno się krótko a często – ale o tym innym razem. Po drugie warto się nagradzać za wykonywanie drobnych kroków – inaczej dojdzie do wypalenia. Analogicznie, nie wolno narzucać sobie norm nierealnych do wykonania.



Ćwiczenie Praktyczne: zrób sobie (np. w Excelu) tablicę jakości. Podziel swoje cele na w miarę krótkie okresy czasu i ustal normy dzienne/tygodniowe/jak Ci wygodnie. Zauważ, że uruchamia to prawo przyciągania – zmusza Cię do skupienia na konkretnym zagadnieniu. Zastanów się w jaki sposób możesz ulepszyć te rozwiązanie?

Wartość oczekiwana

Witam wszystkich serdecznie.

Chciałbym przedstawić wyniki ankiety z przedostatniej notki "Eksperyment". Udało mi się zebrać 45 głosów za pośrednictwem e-maila, komentarzy pod notkami oraz wywiadu osobistego. Szczegółowe wyniki ankiety przedstawia wykres:

http://images48.fotosik.pl/303/7e1388abc6c5a53a.jpg

Przytoczę raz jeszcze warunki eksperymentu -loterii: odbywa się ona każdego miesiąca, przez dziesięć lat. Która opcja wydaje Ci się być bardziej interesująca:

A) 80% szans, że otrzymasz 5.000zł oraz 20% szans, że nie otrzymasz ani grosza (każdego miesiąca).

B) 5% szans, że otrzymasz 200.000zł i 95% szans, że nie otrzymasz nic (każdego miesiąca).


Spora część ankietowanych wybrała opcję A. Pozwolę sobie przytoczyć obliczenia, które mogą okazać się przydatne. W systemach badania jakości inwestycji, istnieje takie pojęcie jak Średnia Wartość Wypłaty (ŚWW). Określa ona wysokość spodziewanego zysku na jednostkę czasu. Brzmi to skomplikowanie ale zapewniam, że praktyka jest łatwiejsza od zagmatwanych definicji. Jak wyliczamy średnią wartość wypłaty?

http://images43.fotosik.pl/303/7758002d323476acmed.jpg

Mnożymy prawdopodobieństwo wystąpienia zysku razy jego wysokość. Okay, policzmy jak ten wzór ma się do naszych opcji.

http://images37.fotosik.pl/298/bf5890ca5b225508.jpg

Widzimy więc, że opcja A daje średni dochód miesięczny 4000zł a opcja B 10 000zł. Gracze, którzy wybrali opcję B mogliby zarobić plus/minus ponad dwa razy więcej niż Ci, którzy graliby wg zasad A


Ktoś może powiedzieć: tak, ale jeżeli wybrałbym opcję B mógłbym przegrać. Opcja A ma większą gwarancję zysku.

Tak, jest to możliwe, ale losowanie odbywa się co miesiąc przez dziesięć lat (12 miesięcy * 10 lat= 120 losowań). Przy takiej liczbie losowań wartość B powinna wypaść około sześciu razy. Jeżeli moje obliczenia są poprawne, to szansa odejścia z pustymi rękami przy opcji B, wynosi około 0,2%.

By przekonać się jaki byłby sumaryczny zysk z loterii przy 120 losowaniach, należy pomnożyć ŚWW razy liczbę losowań = 120.

http://images42.fotosik.pl/215/2ae63308e1561a4c.jpg

Widzimy więc, że Ci którzy wybrali opcję B zarobiliby około 1 200 000 zł. Pomyślcie, jaki dochód pasywny dawała by ta kwota pracująca na rachunku rentierskim (około 7500 – 8000 zł) .

Zauważcie, jak wielka jest waga matematyki w naszym życiu.

Dlaczego większość ankietowanych wybrała mniej korzystną opcję A? Ponieważ każdy z nas ma w sobie taki mechanizm, który zrobi wszystko by podbudować nasze poczucie własnej wartości. Każdy z nas jest psychologicznym niewolnikiem uczucia, które nazywa się „jestem dobrym człowiekiem, który jest przepełniony zaletami i ma zawsze rację”. Bez wątpienia każdy człowiek ma swoje zalety – sęk w tym, że każdy człowiek popełnia błędy i się myli raz na jakiś czas. Trzeba to zaakceptować, taka już nasza natura. Niestety nasza psychika stara się to trochę tuszować. Nasze ego chce, byśmy często mieli rację, zmusza nas do unikania ryzyka.

Opcja A mówi „często będziesz mieć rację”. Opcja B mówi „będziesz mieć rację tylko raz na jakiś czas”. Dlatego tak wiele osób wybrało opcje A.

Dowodem, który pragnę przedstawić na poparcie swojej tezy, jest proces bańki spekulacyjnej. Ludzie kupują akcje „bo rosną, kupując je będę miał rację”. Potem kiedy bańka pęka, zamiast sprzedawać, trzymają niekorzystne aktywa „bo jeżeli sprzedam ze stratą nie będę miał racji”. Skąd to wiem? Bo sam przez to przechodziłem – moją pierwszą w życiu inwestycję giełdową potrącił pędzący pociąg mojego ego.

Na koniec chciałbym powiedzieć bardzo ważną rzecz. Eksperyment z ankietą, był tylko zabawą. Nie miał za zadanie powiedzieć komuś „wybrałeś opcję A / B, to znaczy że jesteś taki a taki”. Nie.

Chciałem tylko uwypuklić fakt, że każdy z nas często podejmuje decyzje finansowe pod naciskiem emocji. Jest to problem także tych inwestorów, którzy mają duże doświadczenie inwestycyjne. Nie ważne ile lat już inwestujemy – zawsze będzie nas gonił emocjonalny pęd – ale z czasem uczymy się go kontrolować.

Dziękuję wszystkich za udział w zabawie i przypominam: gdzie idziecie z pieniędzmi, tam idźcie z kalkulatorem :-)




Eksperyment


Chciałbym przeprowadzić ciekawy eksperyment.

Pobawmy się w loterię. Wyobraźcie sobie, że przez następne dziesięć lat będziemy przeprowadzać losowanie.

W zależności od losu, podejmiemy wybrany zestaw działań. Loteria odbędzie się każdego miesiąca, przez dziesięć lat Która opcja wydaje Ci się być bardziej interesująca:

A) 80% szans, że otrzymasz 5.000zł oraz 20% szans, że nie otrzymasz ani grosza (każdego miesiąca).

B) 5% szans, że otrzymasz 200.000zł i 95% szans, że nie otrzymasz nic (każdego miesiąca).


Która umowa wydaje Ci się być bardziej atrakcyjna? Swoje odpowiedzi (A albo B) możesz wpisać w komentarzu, lub podesłać na adres lukaszfroch7@o2.pl . Wyniki eksperymentu podam w poniedziałek Pozdrawiam

SMART

Witam wszystkich;


W dniu dzisiejszym chciałbym opowiedzieć wam o celach. Dlaczego wybrałem akurat tę tematykę?Ponieważ wielu z nas ma niewielkie pojęcie na ten temat a prawdziwy człowiek sukcesu jest jak lekarz- uczy się całe życie.

Często gdy rozmawiamy z ludźmi na temat przyszłości słyszymy podobne do tych sentencje:

"No, ja mam cel, chce mieć więcej pieniędzy"
"Tak, to super, moim celem jest zwiedzić świat"

"Ekstra, moim celem jest wycisnąć sto na klatę!"

"Chcę zmienić pracę!"


Kto wie, może coś podobnego pomyśleliście właśnie podczas czytania drugiej linijki tego wpisu?

Ale czy to są cele?

Otóż okazuje się, że w większości są to marzenia - a nie cele.

Co za różnica? Taka jak między rentierem a rencistą.

Można powiedzieć, że cel jest oszlifowanym marzeniem, które sprowadzono do pewnej formy. Piszę o tym, byście mogli zastanowić się jak wasze marzenia przekuć w realne cele i oszlifować je w taki sposób by nie były pustym sloganem. Czas jest bardzo cenny, tak więc do dzieła.

Na rynku widzimy tony książek, które traktują o realizacji celów. Znajdują się w nich różne, dość mądre zresztą, wskazówki mające za zadanie pomóc nam na drodze do sukcesu. Z całą szczerością mogę stwierdzić, że wnikliwie przestudiowałem kilkanaście tego typu pozycji. Ich wielką zaletą jest to, że lektura książek tego typu daje nam pewnego rodzaju zastrzyk energii oraz uświadamia nam potrzebę stawiania sobie celów. Niestety dość poważną luką tych publikacji jest brak praktycznych wskazówek dotyczących finalnego kształtu upragnionego przez nas efektu końcowego.

Czasami wspomniane wcześniej publikacje, można streścić w następujący sposób: "uświadom sobie co chcesz, spisuj raz na dzień/tydzień/miesiąc/rok listę 5-50 celów". Wszystko gra, tak trzeba robić; sęk w tym, że jest to sam rdzeń pracy nad celami. Jest to odnalezienie diamentu, ale ten należy jeszcze poddać fachowej obróbce.

Jak tego dokonać?

Z pomocą przychodzi nauka zwana Teorią Decyzji. Przedstawia nam ona jedną z możliwych metod "oszlifowania" naszego celu do formy, która jest bardziej precyzyjna i atrakcyjna dla naszego umysłu (którego stan jest najważniejszy w realizacji celu). Wspomniana właśnie metoda, to metoda SMART (ang. sprytny).

Gdy rozwiniemy sobie ten skrót, otrzymujemy następujące cudo określające czym powinien się cechować "oszlifowany" cel:

S- Simple (prosty)

M- Measurable (mierzalny)

A- Achievable (osiągalny)

R- Relevant (istotny)

T- Timely Defined (określony w czasie)


Jaki jest praktyczny aspekt tego skrótu? Co to znaczy, że cel ma być prosty, mierzalny itd.?

Prosty- Cel powinien być określony precyzyjnie, dokładnie i jasno. Sposób w jaki cel jest sprecyzowany, nie powinien pozostawiać miejsca na luźną interpretacje lub niedomówienia.

Mierzalny- Dobrze by było, żeby nasz cel mógł być zmierzony w jakiejś skali. Szczególnie dobrze sprawdzają się tu cele finansowe. Mój majątek netto albo jest wart 300.000,00zł albo nie jest - mogę to zmierzyć. Cel "Jestem chudy" nie jest dobrze sformułowany. Cel "Schudłem" też jest taki troszkę niekompletny. A co się stanie jak schudniesz dwa gramy? Poczujesz się jak motylek? No właśnie...Odpowiednio sformułowany cel to "Ważę X kilogramów". Możemy wejść na wagę i sprawdzić czy już dany cel osiągnęliśmy.

Niektóre cele trudno zmierzyć. Ostatnio zapytano mnie "A jak mogę sprawdzić w jakim stopniu zrealizowałem swój cel nauki języka obcego?". Ciężka sprawa. Nie da się tego dokładnie zmierzyć, można jednak znaleźć sposób na mniej precyzyjny pomiar np. wejście na obcojęzyczny czat i rozmowa z setką osób. Jeżeli z dwudziestoma się dogadałem,to osiągnąłem swój cel np. w 20%. Podobny problem pojawia się w przypadku stanów np. "Mam prawo jazdy". Albo mam to prawo jazdy, albo go nie mam - jest to pewien sposób mierzenia. Ciężko też określić cel "Jestem zdrowy". Trzeba sprecyzować, co mam przez to na myśli. Dla kogoś zdrowie to brak choroby, dla kogoś innego to dobra kondycja.

Osiągalny- Cel powinien być w miarę realny. Nasz umysł nie zaangażuje się w coś, co wg niego jest nierealne. Cel powinien być wyzwaniem, nie powinien jednak przekraczać granic realności. Chodzenie po ścianach odpada. Chyba, że ktoś wie jak to zrobić?

Istotny- Czy podrapanie się po nosie jest istotnym celem? No właśnie. Cel powinien stanowić istotną wartość dla osoby, która go realizuje. W przeciwnym razie nasz umysł nie zaangażuje się emocjonalnie w realizację celu.

Określony w czasie - wyobraźmy sobie studenta, który mówi "od jutra się uczę". Brzmi znajomo? Załóżmy, że ten student postawił sobie cel, że od jutra w końcu zasiądzie do książek by poznać szerokie wiedzy arkana, które są wymagane by zdać ten super-hiper ważny egzamin. Skoro ma się uczyć od jutra, to dzisiaj zrobi sobie wolne. Obudzi się następnego poranka, spojrzy na swoją kartkę z celami i zobaczy napis "od jutra się uczę". Od jutra? Hura! Zrobię sobie dzień wolnego! - pomyśli jego podświadomość. Umysł to straszny dywersant, kawał cwaniaka i leń lubiący jechać po najmniejszej linii oporu. Jest to główny powód, dla którego cele powinny być określone datą realizacji.

"Zdać maturę w maju" to nie jest cel określony zbyt dokładnie. W końcu za rok też jest maj. Znamy przykład polityków, którzy maturę zaliczali stosunkowo późno. "Zdam maturę w maju 2010"- to już jest cel poprawnie sformułowany.

Z czasem pojawiło się rozwinięcie metody SMART - jakaś życzliwa duszyczka dopisała na końcu dwie literki: E oraz R tworząc wyraz SMARTER (ang. sprytniejszy). Dodane litery oznaczają kolejne dwie cechy, które "oszlifowany" cel powinien posiadać.


E- Exciting (ekscytujący)

R- Recorded (zapisany)


Ekscytujący- czy jesteś w stanie poświęcić jakiś czas na realizację celu, który Cię nudzi? No właśnie. Większość naszych obowiązków jest nudna jak flaki z olejem, Ludzie chodzą do pracy, często się nudzą, wracają do domu i "cieszą się" gdy znajdą chwilę wolnego na nudne rozrywki. Jeżeli cel będzie nudny to nasza podświadomość nie pozwoli nam zaangażować się w jego realizację- a wtedy wiadomo co się stanie.

Zapisany- Na uniwersytecie w Yale przeprowadzono eksperyment. Grupę studentów zapytano o ich cele. 3% odpowiedziało "Mam swoje cele, które zapisuję każdego dnia". 13% odpowiedziało "Mam swoje cele w głowie. Pamiętam o nich każdego dnia". Pozostałe 84% miało swoje cele... w innej części ciała niż głowa. Z tą samą grupą studentów skontaktowano się po kilku latach. Zarówno Ci, którzy swoje cele mieli "w głowie" i Ci, którzy mieli je gdzie indziej...wiedli bardzo przeciętne życie. Mieli "jakieś" dochody, byli "jakoś szczęśliwy", "jakoś" żyli i "jakoś" ciągnęli. Te 3%, które swoje cele zapisywało na papierze...no cóż...z reguły zatrudniali swoich kolegów z czasów studenckich. Dlaczego? Nie wiem. To po prostu działa.

Pojęciem celu zajmuje się już kilka lat. Z początku odsetek celów, które udało mi się osiągnąć był dość zauważalny. Od momentu kiedy zacząłem je "szlifować" (ach, jak ja kocham to słowo) wg koncepcji SMARTER moja skuteczność w osiąganiu celów wzrosła do 90-100%.

No ok, ale jak kontrolować swoje postępy? Czy istnieje jakaś metoda, która pozwala nam na wdrożenie tego systemu naszą codzienność? Tak.

Po pierwsze spisuj swoje cele każdego dnia, najlepiej rano. Gdy to zrobisz, zadaj sobie pytanie: co dzisiaj zrobię by osiągnąć swoje cele? Potem przystąp do działania. Przed pójściem spać zadaj sobie pytanie kontrolne: "Co dzisiaj zrobiłem, by osiągnąć swoje cele?"



Często jest tak, że rano mamy furę koncepcji, które na pewno dzisiaj wdrożymy i na pewno zrobimy aż tyyyyyyle! W praktyce różnie bywa. Ćwiczenie Dwóch Pytań ma za zadanie przypomnieć nam o działaniu, pozwala nam dać sobie samemu feedback.

I taka mała dygresja na zakończenie: nie popełniajcie częstego błędu. Wielu ludzi myli cel (efekt końcowy) i plan wykonania (środki). Jeżeli Twój cel brzmi "Jestem zdrowy", to nie pisz "trafiam na najlepszych lekarzy"! Jeżeli lubisz przebywać w towarzystwie lekarzy to super, ale samo ich towarzystwo nie jest jednoznaczne ze zdrowiem. "Jestem zdrowy" to znaczy "jestem zdrowy" i nie ma tu nic do myślenia. Swoją drogą cel "jestem zdrowy" jest zbyt ogólny i nie spełnia kryteriów SMART. "Biegam 20km dziennie" to już jest cel! Jest prosty, mierzalny (20km), osiągalny (nie od razu ale jest), istotny (dla biegacza na pewno), określony w czasie (codziennie), ekscytujący (jak kogoś bawi bieganie), zapisany (jak ktoś go zapisze).

Mam nadzieję, że przekazane wiadomości przydadzą się wam w praktyce. W praktyce. W praktyce. Załapaliście? W PRAKTYCE. Jeżeli zawarta tu wiedza nie zostanie wykorzystana w praktyce, to nauka poszła w las. Proponuję abyście po lekturze każdej notki wykonali ćwiczenie praktyczne- im szybciej tym lepiej. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Ćwiczenie praktyczne: zrób swoją listę celów. Mogą to być cele długoterminowe, lub krótkoterminowe. Twój wybór. Może to być jeden cel albo dwadzieścia - to także Twoja sprawa. Upewnij się, że cele pasują do koncepcji SMART oraz jej rozwinięcia SMARTER. Opracuj plan realizacji każdego celu i stosuj metodę Dwóch Pytań.

Pod tym adresem znajdziesz moją poradę dot. SMART - serwis Zaradni.pl

Amatorzy i Profesjonaliści

Zastanawialiście się czasem, dlaczego ponosimy chwilowe porażki mimo perfekcyjnego przygotowania? Dlaczego tak bywa, że mimo ogromnego nakładu czasu i pracy, coś po prostu nie wychodzi tak jak powinno?

Ktoś może powiedzieć, że nigdy nie poniósł żadnej porażki lub nigdy nie popełnił żadnego błędu. Osoby, które żyją w takim przekonaniu – a niestety są tacy – albo się oszukują, albo nigdy nie próbowali zrobić nic wielkiego, albo po prostu goni ich ciocia skleroza.

Prawda jest taka, że żadna droga do sukcesu (czy to finansowego, czy to innego) nie jest prosta jak drut. Czasem idzie z górki, czasem pod górkę, jak w życiu. Zapewne zdarzają się wyjątki od tej reguły, ponieważ manna lubi raz na jakiś czas spaść z nieba, ale i tą ktoś musi pozbierać.

Wielkie, wieloetapowe przedsięwzięcia mają to do siebie, że są….- uwaga – wielkie i wieloetapowe. Czasami działania, które podejmujemy są niezwykle złożone – a co za tym idzie, coś może czasem nawalić. Wszyscy popełniamy błędy. Część naszych działań nie musi być więc doskonała – ale z całą pewnością musi być ukierunkowana na jedną rzecz: cel osiągnięty w sposób moralny i etyczny.

Czym się różni amator od profesjonalisty? Zabawa polega na tym, że różnią się od siebie szczegółem. Szczegółem tym jest odsetek popełnianych błędów. U amatora jest on wysoki. U Profesjonalisty kilkakrotnie mniejszy. Dlaczego? Ponieważ profesjonaliści wiedzą o pewnych sprawach, o których nie wiedzą amatorzy.

Amatorzy nie wiedzą, że większość umiejętności, które możemy zdobyć, jest bardzo złożona. Istnieją pewne fundamentalne podstawy, które można opanować w miarę krótkim czasie. Na bazie tych fundamentów istnieje możliwość budowy bardziej sprecyzowanych umiejętności. Załóżmy, że Pan Iks jest lekarzem, prowadzącym prywatną przychodnię. Ma dyplom ukończenia studiów medycznych. Wyspecjalizował się w jakiejś węższej dziedzinie medycyny. Potrafi np. prowadzić księgi rachunkowe, więc nie musi zatrudniać dodatkowego księgowego. Pan Iks Potrafi rozreklamować prywatną przychodnię. Jest szanowanym specjalistą itd.… Słowem: posiadł mnóstwo umiejętności praktycznych… ale np. nie potrafi znaleźć wspólnego języka z pacjentem. Ludzie czują się zniechęceni już po pierwszej wizycie. Zauważmy: jedna niedopracowana umiejętność spowodowała, że biznes się nie kręci.

Brian Tracy, autor „Sposobu na Sukces” oraz „Maksimum Osiągnięć”, przedstawił ten proces w formie graficznej:



Jeżeli ktoś jest wyspecjalizowanym mechanikiem samochodowym, który odebrał odpowiednie wykształcenie, zrobił praktyki, wie wszystko o elektronicznych aspektach pojazdu to super – pod warunkiem, że potrafi zmienić oponę.

Jeżeli ktoś jest zawodowym sprzedawcą, zna tajniki mowy ciała, z wykształcenia jest PRowcem, ma doskonałą wiedzę o swoim produkcie, ale nie ma zielonego pojęcia o finalizacji sprzedaży– jest z góry skazany na porażkę ponieważ jedna niedopracowana umiejętność nie pozwala na wyciśnięcie maksymalnego potencjału z innych umiejętności.

Widzimy więc, że najsłabiej rozwinięta umiejętność (w przypadku lekarza Iksińskiego była to umiejętność nawiązania relacji z pacjentem) określa górny pułap naszego potencjału w każdej sferze życia. Fajnie jest mieć porządny samochód – ale musi on mieć co najmniej cztery koła. Brak jednego koła sprawia, że samochód toczy się w miejscu. Problem amatorów, czyli ludzi, którzy nie traktują tematyki samorozwoju na poważnie, polega na tym, że nie dbają o takie szczegóły – brak im umiejętności nawiązania relacji z klientem, ich umysłowe auto nie ma koła- i co gorsze, nie potrafią zmienić opony. Ale tak na chłopski rozum: na co im opona, skoro nie mają koła?

Przypomina mi się stare wojskowe powiedzonko: „Kompania może iść tak szybko, jak szybko idzie najwolniejszy z kompanii”. Dlatego ważne jest, aby rozwijać swoje umiejętności szczegółowe, poświęcając przy tym najwięcej czasu tym najsłabiej rozwiniętym.

Ćwiczenie praktyczne: spójrz na swoje cele, które opisałeś wg. systemu SMART. Zakładam, że już wcześniej je spisałeś, prawda? Określ umiejętności, które potrzebujesz zdobyć i od razu zajmij rozwojem tych, które kuleją. Najsłabsze punkty muszą zniknąć. Należy pamiętać, że szlif najsłabszych umiejętności, nie może odbywać się kosztem zaniedbania naszych mocnych stron. Do dzieła : - )

Czego nie dowiesz się w szkole?



Koniec lat dwudziestych ubiegłego stulecia. Amerykę nawiedza jeden z tych tzw. kryzysów, które na giełdzie pojawiają się średnio raz na 48,5 roku. Ludzie obrywają po kieszeniach. Kontynentem wstrząsa masowa fala samobójstw. Z tamtych czasów pochodzi czarna anegdota o facecie, który pyta o pokój w hotelu. Recepcjonista odpowiada pytaniem na pytanie: na którym piętrze ma być ten pokój?

Nastąpił koniec czasów pod tytułem „kup akcje i trzymaj je jak najdłużej a z niebios spadnie worek złota”

Cały dramat tej smutnej sytuacji rozwiewa pewien paradoks: niektórzy bardzo się na krachu wzbogacili.

Dlaczego?

Ludzie, którzy w tamtych czasach wygrali z rynkiem, posiadali pewne informację i wiedzę, która pozwoliła im prosperować.

Chciałbym podkreślić wagę posiadania pewnej wiedzy oraz ciągłego jej pogłębiania. Moim zdaniem, człowiek powinien się uczyć całe życie – jak lekarz. Z góry zaznaczam, że nie chodzi tu o wiedzę szkolną czy uczelnianą – to o wiele za mało.

System Edukacji jest tak fajnie zaprojektowany, że uczy kilku przydatnych rzeczy, bez których ani rusz – np. matematyki. Niestety program obejmuje też całą masę rzeczy kompletnie bezużytecznych. Bądźmy szczerzy, w szkołach i uczelniach przesiadujemy kilkanaście lat i opuszczamy je będąc kompletnie nieprzygotowani do otaczającej nas rzeczywistości. Rynek pracy jest zalewany wykształconymi absolwentami uczelni, którzy odczuwają bolesne zetknięcie z rzeczywistością. Chciałbym przytoczyć zasłyszany cytat: Ludzie, którzy się uczą, posiadają wiedzę potrzebną by prosperować w otaczającym ich świecie. Ludzie, którzy się uczyli, są perfekcyjnie przygotowani do życia w świecie, którego już nie ma.

Gdzie odebrać wykształcenie, które niesie realne wartości?

W księgarniach lub bibliotekach. Półki urywają się od naprawdę porządnej literatury. Napisano multum książek o tematyce rozwoju osobistego, inwestowania i prowadzenia biznesu. Dlaczego ta tematyka jest dla mnie ważna? Ponieważ pracownik etatowy jest bez szans w starciu z rynkiem pracy. Podaż na wspomnianym rynku jest tak duża, że bezlitośnie miażdży marzenia o wysokich zarobkach i tak zwanych świadczeniach socjalnych.

Aj, nie byłbym sobą gdybym tego nie skomentował – świadczenia socjalne, ludzie, żyjemy w kapitalizmie Jakie świadczenia socjalne? Połowa z was nie dostanie emerytury, a wy chcecie jeszcze jakieś dodatki? Sami musicie o siebie zadbać, nikt inny tego nie zrobi.

Wniosek narzuca się sam. Warto się edukować także na własną rękę, szczególnie jeżeli poważnie myślimy o swojej przyszłości finansowej. Regularne czytanie jednej książki miesięcznie, nie jest szczególnie trudne a taka dawka wiedzy daje nam dobre przygotowanie teoretyczne.

Dam przykład, który ilustruje wagę autoedukacji. Przeczytałem książkę dot. Zarządzania ryzykiem na rynkach kapitałowych. Kosztowała 80zł. Od czasu gdy jestem zapoznany z jej treścią, rzadziej popełniam błędy inwestycyjne- czyli osiągam większą stopę zwrotu. Koszt książki (80zł) był inwestycją, która się zwróciła i na dodatek przyniosła zysk. Fajnie. To jak dostać książkę za darmo i jeszcze na niej zarabiać.

Inny przykład. Od kilku lat jestem klientem i współpracownikiem firmy szkoleniowej. Firma ta zajmuje się prowadzeniem szkoleń z tematyki inwestycyjnej. Na możliwość korzystania z usług szkoleniowych tej firmy wydałem 350zł. Zwróciło się?

Oczywiście.

Jednorazowy wydatek zaprocentował nie tylko zyskiem ale także tzw. wartością dodaną w postaci darmowego konsultingu.

Podobne szkolenia są w USA warte ok. 1500 USD czyli plus minus 4000zł. W Polsce tego typu szkolenia są tańsze, wahają się w kwotach od kilkuset złotych, czyli kilkakrotnie taniej niż na zachodzie.

Bardzo wartościowe szkolenia prowadzi także Pan Brian Tracy. W sumie jest to jeden z głównych autorytetów, od których miałem przyjemność się uczyć. Wiedza przez niego przekazywana ma raczej charakter samorozwojowy niż inwestycyjny – ale uważam, że i tak jest niezastąpiona.

Pan Tracy przyjeżdżał do Polski ok. 2 razy do roku. W tym miesiącu odbędzie się jego ostatnie szkolenie w Polsce (jego stan zdrowia ostatnio się pogorszył). Cena szkolenia Tracy’ego zwykle wahają się w okolicach 2000-3000 zł, tym razem ustanowiono promocję –cena szkolenia wynosi 450 zł. Zainteresowanych odsyłam podten link.

Widzimy więc, że rynek daje ogromne możliwości dokształcenia się. Oferowana przez książki i szkolenia wiedza, zwraca się ciągu tygodni, potem przynosi czysty zysk. Ktoś może powiedzieć, że nie może sobie pozwolić na takie wydatki jak 450 zł na szkolenie czy 80zł na książkę. Warto jednak zauważyć, że jest to inwestycja, która się zwraca, więc i tak jesteśmy na plusie. Zresztą, książkę można zawsze pożyczyć w bibliotece. Swoją drogą, zgodnie z prawem kumulacji, odłożenie 10zł miesięcznie na edukację to nie jest górka nie do pokonania.

Po drugie, jeżeli ktoś uważa, że nabywanie wiedzy jest zbyt drogie, nich spróbuje niewiedzy. Ci, którzy w 1928r skakali z okien, zapłacili za niewiedzę największą możliwą cenę - życie.


Ćwiczenie Praktycznie: W ciągu godziny postaw sobie cel by jaknajszybciej zacząć wdrażać tę wiedzę w życie. Polecam zacząć od następujących książek:

"Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec" Roberta Kiyosaki
"Maksimum Osiągnięć" Briana Tracy
"Jak Pomnożyć Źródła Swoich Dochodów" Roberta Allena
"Jak przestać się martwić i zaczać żyć" Dale'a Carnegie


Warto też zapisać się na któreś z wspomnianych szkoleń lub zajrzeć na stronę inwestycja w kadry

Finansowy samochód


W dzisiejszej notce chciałbym opowiedzieć o rzeczy, o której mało kto ma bardziej złożone pojęcie. Mam na myśli osobisty majątek netto. Co to jest majątek netto?

Majątek netto, jest to suma wszystkiego co posiadasz (rzeczy, samochody, nieruchomości, akcje, obligacje, udziały, bony pieniężne, precjoza i inne aktywa) pomniejszona o Twoje długi (np. kredyty, zobowiązania). Jeżeli Pan X ma 100000zł w gotówce i kredyt na samochód wysokości 20000 to majątek Pana X wynosi 80000zł (ponieważ 100000 – 20000 =80000). Proste? Proste. Ale patrząc na wzrost majątku netto przeciętnego obywatela, widzimy, że praktyka jest mniej wesoła.

T Harv Eker, genialny szkoleniowiec zza oceanu, twierdzi, że na osobisty majątek netto wpływają cztery czynniki:

Dochody
Oszczędności
Inwestycje
Prostota.


Pozwolę sobie napisać o każdym z nich.

Dochody – jest to kwota netto (na rękę) jaką zarabiamy. Istnieją cztery drogi pozyskiwania dochodów. Oto one: praca etatowa (najmniej opłacalna), samo zatrudnienie (już bardziej dochodowe), inwestycje (jak dla mnie bomba) oraz własny biznes (najbardziej opłacalny wariant). Praca etatowa i samo zatrudnienie, mają tę wadę, że wymagają Twojej ciągłej obecności. Inwestycje i Biznesy, są o tyle ciekawe, że nie musisz im poświęcać aż tyle czasu co pracy etatowej i samozatrudnieniu – co za tym idzie, masz więcej czasu dla siebie. Na dodatek inwestycje i Biznesy, tworzą trzy ważne źródła dochodu: pasywny, progresywny i rezydualny. Dokładny opis każdego z wymienionych dochodów znajdziesz dwie notki wcześniej.

Oszczędności – spotkałem jakiś czas temu gościa, którego wypłata była kilkanaście razy większa, od wypłaty przeciętnego śmiertelnika. Był bogaty? Nie. Nie stać go nawet na nowy garnitur. Dlaczego? Ponieważ 10% swojej wypłaty musiał przejeść, 5% przechulać a pozostałe 85% szło na spłaty kredytów. Wniosek jest tak prosty, że nie trzeba go nawet szczególnie rozwijać: jeżeli ktoś nie potrafi oszczędzać, nigdy nie będzie bogaty. Dlaczego? Ponieważ osobisty majątek netto, musi być zasilany kapitałem. Jeżeli nie będzie regularnie karmiony, to przestanie rosnąć. Jeżeli Pan Kowalski zarabia np. 1000zł i oszczędza 150zł/mc, to jego majątek netto rośnie szybciej niż u wcześniej wspomnianego pana, który tonął w ratach i nie oszczędzał ani grosza. Zauważcie ważną rzecz: można niewiele zarabiać a bogacić się szybciej niż osoba dużo zarabiająca.

Mój pierwszy pracodawca był multimilionerem. Mimo to chodził w ciuchach tańszych niż moje, jeździł starym i używanym samochodem. W żadnym wypadku nie wyglądał na bogacza. Czy jego majątek rósł? Oczywiście, że tak.

Kolejnym ważnym elementem, który buduje majątek netto, są inwestycje. Co to znaczy inwestycja? Dla formalności wyjaśnię to pojęcie: jest to używanie pieniądza do zdobywania większej ilości pieniędzy. Inwestujemy pieniądze w tzw. instrumenty finansowe (np. akcje) by za jakiś czas osiągnąć zysk. Najbardziej podstawowym instrumentem finansowym jest lokata bankowa. Każdy człowiek (nie przesadzam) powinien znać co najmniej 2-3 instrumenty finansowe. Powinien też potrafić przelewać pieniądze z jednego do drugiego, gdy zachodzi taka potrzeba. Polecam zacząć od polis Unit-Linked. Pozwalają one sporo zaoszczędzić na podatkach, zbędnych opłatach. Ich używanie wyrabia pozytywne nawyki finansowe. MOIM ZDANIEM najlepsze polisy tego typu oferuje firma Skandia (min. ze względu na brak prowizji). Więcej o polisach tego typu, napiszę w jednej z następnych notek.

T Harv Eker twierdzi, że czwartym czynnikiem, który wpływa na majątek netto, jest prostota. Nie chodzi tutaj o prostotę charakteru, tylko prostotę finansów. Powinniśmy ograniczyć swoje wydatki do logicznego poziomu. Nikt nie nakłania nikogo do ascetycznego trybu życia. Po prostu trzeba rzucić okiem na swoje zestawienie finansowe (innymi słowy: przyjrzyj się swoim dochodom i wydatkom). Jeżeli widzisz już wyżej wymienione zestawienie, zastanów się nad tym co możesz wykreślić. 99% populacji upiera się, że wszystkie jej wydatki są konieczne i potrzebne, ale tak nie jest.

Na pewno musisz palić? Nie musisz. Wiem, że rzucenie palenia jest cholernie trudne, ale nie oszukujmy się: palisz, bo taki jest Twój wybór. Możesz wybrać czy palisz czy nie. Znałem palacza, który po trzydziestu latach palenia wkurzył się, wyrzucił fajki przez okno i powiedział, ze więcej nie pali. Jak powiedział, tak zrobił. Jeżeli czytałeś moją poprzednią notkę, wiesz pewnie, że jeżeli jedna osoba coś zrobiła, to znaczy, że coś jest możliwe do zrobienia. Nie mówię, że to jest łatwe, wręcz przeciwnie, wiem, że to bardzo trudne. Mimo to, uważam, że rzucenie palenia uleczy nie Tylko Twój stan zdrowia, ale i portfela.

Wracam do tematu, zanim pobłądzę w lesie dygresji. Papierosy to tylko jeden przykład wydatku, który warto ograniczyć. Wybaczcie, ale nikt nie celuje w was bronią mówiąc: „musisz mieć nowe LCD, musisz wydawać na imprezy 500zł miesięcznie a wakacje spędź koniecznie na Hawajach”. Krótka piłka z mojej strony: zmniejszając wydatki zwiększasz też swoje oszczędności – czyli przyśpieszasz wzrost swojego majątku netto. Jeżeli nie godzisz się na ograniczenie wydatków to okay, Twój wybór. Jasne, trzeba zaszaleć, trzeba się zabawić, ale po co komu LCD na kredyt? Czy trzeba codziennie jadać w restauracjach? Czy też może wystarczy raz na kilka dni?

T Harv Eker opisuje powyższe czynniki (dochody, oszczędności, inwestycje i prostotę)jako cztery koła samochodu finansowego. Ludzie, których majątek netto rośnie szybko, jadą na wszystkich czterech kołach. Nie wolno pod żadnym pozorem złapać gumy! Pomyśl tylko, jak jeździ samochód z flakiem?

Pozwolę sobie dodać do tej listy pozycję, która moim zdaniem są równie ważna, jak te, które wymienia T Harv Eker. Tak więc wrzucam do bagażnika koło zapasowe:

Monitoring- Istnieje tzw. Prawo Przyciągania (Law of Attraction), które mówi, że człowiek przyciąga to, o czym myśli. Przedstawię je w wielkim skrócie: przyciągasz do swojego życia to, o czym myślisz przez większość dnia. Dlatego też częste monitorowanie swojego majątku netto (np. w Excelu) sprawia, że:

- Wiemy ile mamy pieniędzy
- Uruchamiamy prawo przyciągania
- Czujemy się pewni siebie, ponieważ widzimy swoje regularne postępy. Jeżeli ich nie widzimy, to znaczy, że przebito którąś z finansowych opon.

Jak często przeprowadzać taki monitoring? To jest prywatna kwestia. Osobiście robię to w każdy weekend, ale częstotliwość monitorowania, to sprawa całkowicie indywidualna.

Ćwiczenie Praktyczne: Przekonaj się jaki jest Twój majątek netto. Dodaj wartość swojej gotówki do wartości innych aktywów (np. lokat, akcji itp.). Od tej kwoty odejmij wysokość swoich zobowiązań np. długów. Na jednej ze stron Harva Ekera, znajdziesz przykładowy arkusz, który możesz wykorzystać do monitorowania swojego majątku netto. Jeżeli chcesz go otrzymać, zarejestruj się na tej stronie.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Ballada o Porcelanowej Świni



Chciałbym przedstawić niezwykle prosty sposób ochrony przed naszymi konsumpcyjnymi zapędami :-) Mam na myśli antywydatkową tarczę, którą może zapewnić sobie absolutnie każdy Polak.

Mówię o ...skarbonce.



Jak zrobić skarbonkę? Jak dostać się do elitarnego grona ludzi, którzy posiadają prosiaka z porcelany? Są dwie drogi. Pierwsza jest bardziej szpanerska: kup skarbonkę w sklepie. Druga droga jest bardziej ekonomiczna ale wymaga poświęcenia - mówię o samodzielnym wykonaniu skarbonki. Wytworzenie skarbonki wymaga inwestycji wstępnej: kup mleko lub inny napój w kartonie z dziurką na górze. Wypij zawartość kartonu. Dokładnie wypłucz i wysusz karton. Ja poszedłem krok dalej: swoją skarbonkę zrobiłem z puszki po kawie.

Gratuluję. Niezależnie którą drogę wybrałeś, zostałeś dumnym właścicielem skarbonki. Przyznaj się, ostatnią skarbonkę miałeś jako dziecko, co? A szkoda, bo to mądre narzędzie.

Skarbonkę należy postawić w widocznym miejscu, aby ciągle o niej pamiętać. Za każdym razem kiedy ją zobaczysz, wrzuć do niej wszystkie drobne, które wałęsają Ci się po portfelu/kieszeniach. Przez słowo "drobne" można zrozumieć wszystkie monety o nominale np. 1 zł i mniejsze.

Jak to działa?

Załóżmy, że mamy w portfelu kilka piątaków, dychę i kilka monet o nominale 50gr. Wszystkie monety pięćdziesięciogroszowe wylądowały w karto...w skarbonce. Zostaliśmy z piątakiem i dychą. Mamy przy sobie "cięższe" nominały, które będziemy chcieli wydać np. na kawę. Płacimy za kawę pięciozłotówką, dostajemy 1 zł reszty, które ląduje w skarbonce. Widzimy więc, że każdy wydatek zwiększa liczbę Twoich drobnych, które lądują w skarbonce.

Sprytne. Wydatki zmuszające do oszczędzania.

Jakie są plusy i minusy skarbonki?



Aby system działał, musisz spełnić kilka warunków:

1) Skarbonkę trzeba raz na jakiś czas opróżnić a znalezione w środku pieniądze - zainwestować.

2) Nie wolno podbierać drobnych ze skarbonki.

3) Odkładać należy każdego dnia.


Są to zasady absolutnie bezwzględne - złamanie którejkolwiek sprawia, że oszczędzanie wędruje do lasu.

Jedna rada na miły początek weekendu, który będziemy jutro obchodzić: nie lekceważ potęgi drobnych. Taka skarbonka potrafi akumulować nawet kilkadziesiąt złotych każdego miesiąca! Powodzenia!

Ćwiczenie Praktyczne: Kup mleko w kartonie...

czwartek, 19 sierpnia 2010

Pan Krzysztof Kowalewski i autofeedback


kadr z serialu "Daleko od Noszy"


Pamiętacie może rolę Krzysztofa Kowalewskiego w serialu "Daleko Od Noszy" ? O ile mnie pamięć nie myli, grał tam ordynatora oddziału z aspiracjami na stołek dyrektorski.


W jednym z odcinków wszedł do swojego gabinetu, ubrał identyfikator i przywitał się z pustym krzesłem po drugiej stronie biurka.

- Dzień dobry Panie dyrektorze - powiedział.

Po odprawionym rytuale wstał, zmienił identyfikator na ten z napisem DYREKTOR. Usiadł na krześle po drugiej stronie biurka i sam odpowiedział na swoje przywitanie.

- Dzień dobry Panie Ordynatorze.

Szybko zmienił identyfikator dyrektorski na identyfikator ordynatora, po czym znowu zmienił krzesło.

- Sądzę, że Pan dyrektor chce mi coś powiedzieć.

Nastąpiła kolejna zmiana identyfikatorów i krzeseł.

- Tak jest, Panie Ordynatorze, chcę udzielić Panu licznych pochwał i wręczyć podwyżkę..

I tak w kółko...Postać kreowana przez Krzysztofa Kowalewskiego zmieniała identyfikatory i miejsca za biurkiem. Prowadziła przez parę chwil taki swoisty dialog a w zasadzie monolog ale nie czepiajmy się szczegółów. Przez cały czas toczyła się dyskusja polegająca na dawaniu samemu sobie feedbacku - informacji zwrotnej o swoich poczynaniach.

Czy scena jest zabawna czy nie, to już kwestia indywidualnego poczucia humoru. Warto jednak zauważyć, że taki autofeedback... jest naprawdę dobrym pomysłem.

Jak wdrożyć koncepcję autofeedbacku do życia codziennego?

Spisuj swoje cele każdego dnia, najlepiej rano. Gdy to zrobisz, zadaj sobie pytanie: co dzisiaj zrobię by osiągnąć swoje cele? Potem przystąp do działania. Postaraj się poświęcić każdą wolną chwilę osiągnięciu celu. Chodzi o praktyczne działanie. Działaj.

Przed pójściem spać zadaj sobie pytanie kontrolne: "Co dzisiaj zrobiłem, by osiągnąć swoje cele?". Oczywiśćie tutaj nie ma miejsca na przywdziewanie nowego identyfikatora - jest to osobista spowiedź, a Ci którzy znają warunki Dobrej Spowiedzi wiedzą, że spowiedź musi być SZCZERA. Bądź szczery sam ze sobą, wyłapuj własne błędy, zauważ ile straciłeś dziś czasu. Tyle samo uwagi poświęć jasnej stronie swojego dnia - doceń się.

Często jest tak, że rano mamy całą masę koncepcji, które na pewno dzisiaj wdrożymy i na pewno zrobimy to, i to, i jeszcze tamto. W praktyce różnie bywa. Ćwiczenie Dwóch Pytań ma za zadanie przypomnieć nam o działaniu, pozwala nam dać sobie samemu feedback.

Ćwiczenie Praktyczne: Zakładam, że masz już zrobioną listę celów. Zastanów się, co możesz dzisiaj zrobić, by przybliżyć się do ich osiągnięcia. Zapisz swoje przemyślenia i noś je przy sobie. Swoją kartkę z celami noś zawsze w kieszeni lub w innym miejscu, do którego często zaglądasz. Wieczorem rzuć okiem na kartkę i podsumuj swój dzień. Czy przybliżył Cię do realizacji celów? Jak bardzo?

Podejmij działania by wzmocnić pozytywne zachowania oraz odgrodzić się od tych, które odciągają Cię od postępu.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Zmiany


źródło obrazka: sen-sennik.pl


Chciałbym zapowiedzieć kilka zmian, którę planuję wprowadzić w najbliższym czasie.

Po pierwsze - zmieni się częstotliwość i czas wstawiania nowych artykułów. Od tego tygodnia będzie to jedna notka tygodniowo zamieszczana w każdy czwartek, w godzinach wieczornych.

Po drugie - wszystkie informacje o darmowych szkoleniach, kolejnych edycjach Cashflow itp, będą znajdować się po prawej stronie.

Po trzecie - notki będą bardziej praktyczne. Moje prywatne refleksje mogą być mniej lub bardziej interesujące, ale to dalej refleksje - dlatego będę starał się przekazać mniej gadania a więcej praktycznych narzędzi.

Po czwarte - blog zostanie rozbudowany o nowe strony.

Mam nadzieję, że zmiany, które planuje wprowadzić polepszą funkcjonalność bloga :-)
Pozdrawiam,

Froch

piątek, 13 sierpnia 2010

Nadchodzi nowy kryzys. Wykończą nas ziemniaki.


źródło obrazka: biznes.interia.pl



Chciałbym napisać o czymś, co zabrzmi nieco apokaliptycznie. Stoimy w obliczu kolejnego kryzysu gospodarczego. Na jakiej podstawie wyciągam takie a nie inne wnioski?

Przytoczę może nieco historii.

Moim zdaniem kryzysowe „być albo nie być” zależne jest od jednej zmiennej. Mówię tutaj o współczynniku giełdowym oznaczającym stosunek ceny poszczególnych akcji do zysku, który dzięki nim możemy osiągnąć. Skoro już zdążyłem wprowadzić napompowaną nomenklaturę, to wyjaśnię o co w niej chodzi.

Załóżmy, że Kupiłem od Pana A ziemniaka. Zapłaciłem za niego pięć złotych. Wiem, że to absurd, ale umówmy się, że to był taki drogi, egzotyczny ziemniak. Ten sam ziemniak trafił do Pana B, który dał za niego dychę. Pan C kupił tego ziemniaka za 15 złotych. Idzie z nim do Pana D, który jest na tyle porąbany, że za i tak drogiego ziemniaka daje trzydzieści złotych. W poszukiwaniu naiwniaków trafia na Pana E, któremu chce sprzedać za czterdzieści. A Pan D mówi „takiego” i pokazuje jakiego…

Pan D zostaje z ziemniakiem za trzy dychy. Zorientował się już, jakie to było chore, aby dać za ziemniaka tyle kasy. Co gorsza – ziemniak zaczął obrastać pleśnią, czy czym tam obrastają ziemniaki gdy za długo stoją. Pan D widzi, że ziemniak nie jest wart trzech dych, więc usiłuje go opchnąć za dwie. Idzie do Pana A, który nie może kupić ziemniaka gdyż nakupił już trzy fury marchewek. Pan B jest zbyt sprytny, by dać sobie wcisnąć ziemniaka za dwie dychy. Pan C jest skłonny go kupić, ale woli poczekać aż cena spadnie.

D jest zrozpaczony.

15 złotych za kartofla ! – krzyczy

Inni Panowie, którzy kupili ziemniaki za trzydzieści złotych również spuszczają z ceny. Widząc karkołomny spadek kursu ziemniaka, starają się go sprzedać za byle jakie pieniądze. Kurs ziemniaka spada do dwóch złotych za sztukę.

I co? I teraz pojawi się taki strategiczny inwestor, kupi kontener ziemniaków za 3 złote sztuka. Do akcji wejdą więksi inwestorzy, którzy kupią sto razy tyle. Kurs ziemniaka skoczy do 5zł. Ludzie, którzy nie kupili ziemniaków wcześniej, oraz Ci co zdążyli wypstrykać się z marchewek i mają kapitał, zaczynają kupować ziemniaki. W końcu skoro skoczyły z trzech na pięć to mamy do czynienia z zyskiem.

Pan A, B i C kupują akcje. D jest obrażony i twierdzi, że giełda śmierdzi octem. Masy spekulacyjne kupują ziemniaki, których cena rośnie do dwudziestu złotych…. I znajdują się kolejni Panowie D. Ci, którzy kupili ziemniaki za 3 złote, sprzedają je teraz za dwadzieścia. Kurs spada. Historia zatacza koło.

Skąd to Wiem?

Ponieważ sam kiedyś byłem Panem D. Zanim stałem się jednym z cwaniaków, którzy kupują za 3 a sprzedają za 20, musiałem się raz przejechać na skórce od ziemniaka.

Ponieważ zdążyłem przewinąć się zarówno przez spekulancki profil inwestycyjny jak i bardziej inwestorskie podejście do rynku, mam odwagę by stwierdzić: jesteśmy na szczycie.

Bańka spekulacyjna na ziemniakach zbliża się do apogeum. Akcje są „za trzy dychy”. Są za drogie. Ludzie boją się je kupować. Jest to nawet niezbyt opłacalne – niewiele się na nich da w tej chwili zarobić. Popyt na nie maleje – co pociągnie za sobą spadek cen poszczególnych walorów.

Nie muszę chyba podkreślać, że ziemniaki to alegoria akcji, prawda?
Spadek wartości cen akcji powoduje pęknięcie napompowanego rynku. Ceny znowu spadną. Ludzie w ramach płaczu i desperacji posprzedają swoje akcje co spowoduje odpływ kapitału z firm.

Co się dzieje jak w firmach brakuje pieniędzy?

Rosną ceny towarów i usług. Firmy, którym brakuje kapitału „wyżywają się” na kliencie. Co się dzieje jak wszystko jest coraz droższe? Spada zapotrzebowanie na dane dobra i usługi – co powoduje kolejną falę odpływu kapitału.

Problem staje się bardziej uciążliwy w sytuacji, gdy wielce oświecony rząd wpada na pomysł podniesienia VATu.

Powtarza się historia z 2008 roku. Nadchodzą naprawdę ciężkie czasy dla naszej gospodarki.

 Swoją tezę opieram na kilkutygodniowej analizie technicznej, statystyce indeksów oraz jednym z ciekawych wskaźników giełdowych.

Ćwiczenie Praktyczne: upewnij się, czy naprawdę dobrze rozumiesz pojęcie bańki spekulacyjnej. Zrób zapas niektórych produktów, tych, które się nie psują. Dzięki temu wyprzedzisz wzrost cen. Nie kupuj ziemniaków za 30 złotych. Gdy cena ziemniaków zacznie spadać (bańka pęknie) opowiem wam o metodach ochrony kapitału oraz metodach zarabiania na spadających ziemniakach :- )




poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Czy wiesz dlaczego wielu Polaków żyje od pierwszego do pierwszego?


źródło obrazka: obrazky.pl


Kiedy miałem 19 lat postawiłem sobie cel: osiągnąć majątek netto o określonej wartości. Na realizację planu dałem sobie pół roku. Ile wynosił mój majątek netto po upływie tego czasu?

Dokładnie tyle, ile planowałem. Udało mi się osiągnąć cel i przekroczyć go o kilka punktów procentowych.

Przypomnijmy sobie czasy studiów. Kiedy uczyliśmy się na egzaminy? Przeważająca większość studentów uczy się na trzy dni przed egzaminem. Ludzie, którzy przez miesiąc nie byli w stanie zakuć jednej strony podręcznika, nagle wkuwali całą książkę – i to w kilkanaście godzin.

Kiedyś moim marzeniem było zgromadzenie dość dużego księgozbioru. Kiedy udało mi się ten cel osiągnąć, cieszyłem się opinią „gościa od książek”. Przełożeni nieraz wspominali mnie jako „najbardziej oczytanego człowieka oddziału”. Edukacja współpracowników zawsze była dla mnie ważna, dlatego często pożyczałem swoje zbiory określonym osobom. Książki lubiły jednak „zapodziewać się”, wracać po dwóch lub nawet trzech miesiącach.
W momencie gdy do każdej książki wrzucałem karteczkę „proszę oddać w ciągu miesiąca”, problem opóźnień został rozwiązany.

Dlaczego przekazuję tyle pozornie niepowiązanych ze sobą przypadków? Książki, egzaminy i wyznaczanie celów?

Ponieważ ta zależność sprawdza się także w przypadku pieniędzy i sukcesów.

Istnieje tak zwane Prawo Parkinsona, które mówi, że człowiek potrzebuje na wykonanie zadania dokładnie tyle czasu, ile ma do dyspozycji.

Jeżeli chcesz przeczytać książkę w dwa dni, to ją przeczytasz – jest to trudne do wykonania ale całkowicie realne. Jeżeli chcesz tę samą książkę przeczytać w rok – nic prostszego. Jeżeli chcesz przebiec w ciągu dnia dziesięć kilometrów – zrobisz to. Jeżeli na ten cel przeznaczysz miesiąc – tym bardziej Ci się uda. Jeżeli postawisz sobie cel by zostać rentierem w rok – też jest to możliwe! Nie trzeba na to czterdziestu lat!

Zaraz, jak to Rentierem? W rok?

No w rok. Wiem, że jest to możliwe ponieważ znam gościa, który został rentierem w dziewięć miesięcy!

Dlatego też warto stawiać sobie cele krótkoterminowe i korzystać Tabeli Jakości oraz systemu SMART .

Ostatnio wymyśliłem rewelacyjną metodę wyznaczania celów. Przetestowałem ją i wypróbowałem – jestem zaskoczony rezultatami jakie dzięki niej osiągnąłem. Każdego poranka zadaje sobie pytanie: „co bym musiał zrobić w ciągu tego dnia, by uczynić dość solidny krok naprzód?”
Odpowiedź na te pytania to cel, któremu warto poświęcić dany dzień. Nawet jeżeli nie spełnisz całości planu dziennego to i tak jesteś do przodu o kilka małych kroków.
A każda droga zaczyna się od pierwszego małego kroku... Spytajcie Pana Cejrowskiego :-)

Ćwiczenie Praktyczne: upewnij się, że wykreśliłeś sobie cele SMART i stosujesz tabelę jakości. Jeżeli odpowiedź na oba pytania brzmi "Tak" to uczyniłeś spory krok naprzód. Teraz zadbaj o to by napiąć swój grafik pracy do stopnia, w którym odczuwasz lekki pęd ale jesteś efektywny. Jeżeli nauczysz się stosować Prawo Parkinsona, zauważysz, że Twoje działania są skuteczniejsze - osiągasz więcej w krótszym czasie. Nauczyłeś się znajdywać realne ramy czasowe dla każdego zadania.


poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Cashflow - II Edycja


źródło obrazka: maciek.chelmek.org


W ten piątek o 18.30 ruszamy z drugą edycją Cashflowa. W związku z tym pragnę ogłosić event:

W piątek 6 Lipca organizujemy szkolenie przy użyciu gry „Cashflow”. Wstęp jest darmowy. Samo szkolenie odbędzie się w jednej z Tyskich restauracji więc trzeba wziąć kilka złotych na herbatę lub coś do jedzenia.

Jeżeli:

Chcesz nauczyć się czegoś nowego
Zwiększyć swoje finansowe IQ
Aktywnie spedzić piątkowe popołudnie
Poznać ludzi o podobnych zainteresowaniach...

....to wpadnij do nas na rundkę Cashflowa :- ). Zaczynamy o godzinie 18.00. Kończymy imprezę około 21.30.

Zapisy i szczegóły pod adresem: lukaszfroch7@o2.pl
O przyjęciu decyduje kolejnośc zapisów - ilość miejsc ograniczona!
Notabene radze się śpieszyć: ostatnim razem już w pierwszym dniu były cztery zgłoszenia a mamy tylko 7 miejsc. Pozdrawiam,

Froch