piątek, 31 grudnia 2010

And Hepi Niu Jer ;-)


źródło obrazka: wikimedia.org

Wszystkiego najlepszego w nowym roku życzy Froch

środa, 22 grudnia 2010

Motywacja wewnętrzna i zewnętrzna



źródło obrazka: lh5.ggpht.com

Chciałbym dzisiaj poruszyć ważną aczkolwiek bolesną kwestię.

Często piszecie/przychodzicie do mnie pochwalić się, że wstępujecie na długą i krętą drogę do rentierstwa.

I to jest super. Nie ma przyjemniejszego widoku od ludzi, którzy olewają system.

Ci (przeważnie) młodzi ludzie nie wiedzą jednak, że tuż za najbliższym zakrętem stoi pierwsza przeszkoda. Przeszkoda, której 60% z nich nigdy nie pokona.

Co to za przeszkoda?

Najbliższe otoczenie.

Często jest tak, że taki młody przyszły rentier idzie do rodziny/kolegów i mówi "Wiecie co, postanowiłem otworzyć biznes/zostać inwestorem/zostać rentierem/coś tam zrobić".

Przyszli rentierzy spodziewają się aplauzu, wsparcia, uznania, być może pomocy. Z czym się spotykają? W najlepszym wypadku z tępawymi uśmieszkami, częściej z salwą śmiechu.

"hehe ahaha"
"Nie uda Ci się"
"Czyś Ty się koziej sraczki najadł? Ty inwestorem?"
"Odrobiłeś już lekcje?"


I jest wielki płacz. Wiele razy było tak, że ktoś do mnie przychodzi z prośbą o pomoc w postawieniu pierwszych kroków a potem ta osoba  już się nie pojawia - czasem otrzymam tylko list o burzliwym starciu z rodziną/ojcem/matką/żoną/mężem/chomikiem.

Dlaczego ludzie nie mają w sobie tyle asertywności by iść przez życie własną drogą?

Cóż, ja uważam, że nikt za nikogo nie będzie umierał więc nikt nikomu nie powinien mówić jak ma żyć. Mimo to ludzie niezwykle często ulegają wpływowi otoczenia. Dlaczego? Znam odpowiedź na to pytanie.

Ludzie mają dziką potrzebę bycia akceptowanym. Bez niej nie czują się bezpiecznie. Dlatego też ludzie słabi rezygnują z lepszego jutra dla fałszywego poczucia akceptacji.

Znacie Piramidę Maslowa?



źródło obrazka: wikimedia.org

Piramida Abrahama Maslowa opisuje potrzeby, które wykazuje człowiek. Najważniejsze są potrzeby fizjologiczne (Physiological): jedzenie, picie, siku w odpowiednim terminie i inne podobne. Znajdują się one na najniższym, czerwonym poziomie. Jeżeli te potrzeby są zaspokojone, człowiek myśli o wyższym (pomarańczowym) poziomie.

Co jest następne? Bezpieczeństwo (Safety). Czyli potrzeba posiadania dachu nad głową, stabilnej sytuacji i tak dalej. Żyjemy w kraju, który jest w miarę bogaty - przeciętny Polak nie głoduje i ma jako takie mieszkanie. Dlatego też kolejnym priorytetem jest akceptacja grupy (Love/Belonging).

No właśnie....człowiek, który ją traci stara się ją jak najszybciej odzyskać.
I dlatego też wielu ludzi schodzi z drogi do rentierstwa zanim na nią na dobre wejdzie.

Paradoksalne jest to, że ludzie często zatrzymują się na trzecim poziomie piramidy... i są zatrzymani przez ludzi, którzy często znajdują się poniżej trzeciego poziomu tejże piramidy...

Smutna prawda jest taka, że droga do rentierstwa czasami oznacza.... samotność. Czasem spotka się na niej kogoś kto przychodzi z pomocą ale przez większość drogi należy iść przed siebie...samotnie.

Nie mówię, że jak chcesz zostać rentierem, to musisz być aspołeczny. Broń Boże, nie o to chodzi. Mam na myśli to, że jeżeli chcesz zostać rentierem, musisz być gotowy na samotną, w dużym stopniu, wędrówkę.

Tak swoją drogą: osiąganie rentierstwa jest grą zespołową, której nie da się wygrać w pojedynkę. Będziesz musiał nawiązywać relacje z ludźmi - postaraj się jednak by byli to ludzie twórczy a nie specjaliści od "aniemówienia" i eksperci do spraw "jawiedziałemżetakbędziowania".

Dlaczego otoczenie miewa taki destrukcyjny wpływ?

Cóż, chcę zaznaczyć jedną rzecz. Ludzie (otoczenie), którzy ściągają z drogi do rentierstwa nie mają złych intencji. Nie są nieżyczliwi. Po prostu chcą oszczędzić komuś zawodu i ostrzec przed niebezpieczeństwem - porażką. Nie należy więc ich oskarżać ani krytykować - należy dać im odpowiedni przykład. Sęk w tym, że jak pokazują zgromadzone przeze mnie statystyki, 60 % ludzi nie ma na to odwagi gdyż są niewolnikami budującymi piramidę Maslowa....

Tak swoją drogą jak myślisz? Jaka jest lepsza droga radzenia sobie ze stresem?. Lepiej jest odczuwać stres typu "kurcze, nie tędy droga, muszę znaleźć inną drogę do celu" czy też może lepiej czuć stres typu "żałuję, że słuchałem otoczenia i straciłem wielką szansę"?

Morał z moich wypocin: Nie oczekuj stuprocentowej akceptacji od otoczenia - i tak jej nigdy nie osiągniesz. Jest rzeczą cudowną bogacenie się dla innych - ale nigdy nie należy w innych poszukiwać motywacji. Poszukuj motywacji w sobie - tam ją znajdziesz zawsze. I na zawsze.


czwartek, 16 grudnia 2010

Macierz Eisenhowera

- Cholera jasna, znowu nie wyrobiłeś normy - sumienie darło mi się do ucha.
- Tak źle jeszcze nie było, 73% tego co zwykle! - mamrotało poczucie obowiązku.

Jak poradzić sobie z takimi wewnętrznymi dialogami? Jak sprawić, by poczucie winy dało spokój i się odczepiło?

Zapobiec mu. Sprawić by nie wystąpiło. Nie dać mu powodów do pojawienia się.

Ale jak?

Tak jak zwykle. Stosując odpowiednie narzędzia. Przykładowym narzędziem, które może mieć zastosowanie w zarządzaniu czasem (czyli zapobieganiu niewyrobionym normom) jest Macierz Eisenhowera. Oto ona ;-)


źródło obrazka: krystianmularczyk.com



Jak widzicie, Macierz Eisenhowera jest podzielona na cztery ponumerowane ćwiartki. Każda ćwiartka reprezentuje zadania o różnym stopniu "pilności" i "ważności". Zdefiniujmy sobie te słowa, które pozornie są synonimami - ale tylko pozornie.

Zadanie Pilne- Musi być wykonane w jak najszybszym czasie (np. projekt z bliskim deadlinem).

Zadanie Ważne- Zadanie, które musi być koniecznie wykonane w przyszłości, jego deadline jest daleki ale należy stopniowo nad nim pracować (np. pisanie bardzo długiego raportu).

Pierwsza ćwiartka zawiera w sobie zadania pilne i ważne. Znajdują się w niej wszelkie naglące projekty i krótkoterminowe zadania o wielkiej wadze. Jeżeli chodzi o moją Macierz Eisenhowera, to napisanie tej notki znajduje się w Pierwszej Ćwiartce.

Druga ćwiartka jest domem dla zadań ważnych ale niepilnych. Masz ważny egzamin za pół roku? Jego obecność w tej ćwiartce sugeruje, że powinieneś powoli się do niego przygotowywać.

Lektura mojego bloga jest zadaniem ważnym ale niepilnym. Wiedza, którą tu przedstawiam jest praktyczna i wartościowa, ale jeżeli zapoznasz się z nią jutro a nie teraz, nie będzie kataklizmu.

Trzecia ćwiartka to zadania pilne ale nieważne. W tej ćwiartce znajdą się zadania, które są małej wagi ale powinny być szybko wykonane.

Czwarta ćwiartka jest zmorą niektórych managerów. Znajdują się w niej zadania bezwartościowe, które nie muszą być wykonane - np. sprawdzanie skrzynki mailowej sto razy dziennie lub granie w karty w czasie pracy.

Niektórzy znają jeszcze piątą ćwiartkę ale ona ma niewiele wspólnego z zarządzaniem czasem. Ma natomiast wiele wspólnego z problemami zdrowotnymi i szeroko pojętym kacem.

Ale nie schodźmy z tematu.

Co robić z zadaniami z każdej ćwiartki?

Zadania z pierwszej ćwiartki: wykonujemy od razu.

Zadania z drugiej ćwiartki: poświęcamy im regularnie czas ale stawiamy bardziej na jakość ich wykonania niż na pospiech. Uwaga! Część zadań z drugiej ćwiartki lubi przesunąć się do ćwiartki pierwszej (stać się zadaniem pilnym i ważnym)!

Zadania z trzeciej ćwiartki: delegujemy lub outsourceingujemy.

Zadania z czwartej ćwiartki: olewamy.

Od których zadań zacząć dzień pracy? Większość ludzi stwierdzi, że od tych z pierwszej ćwiartki. Jest w tym dość sporo racji ale należy pamiętać o tym, by nie zaniedbać zadań z drugiej ćwiartki.

Ja zaczynam, od zadań ważnych i niepilnych (II ćwiartka). Ponieważ zadania pilne są pilne a ja zacznę od zadań ważnych i niepilnych, będę miał motywację by jak najszybciej zająć się sprawami pilnymi i ważnymi :-)

To tylko tak brzmi, ale naprawdę nie jest skomplikowane :-)

Mówiąc po Polsku: jeżeli zajmuję się rzeczą niepilną a mam na karku naprawdę pilne zadanie, mam większą motywacje do szybkiej i efektywnej pracy. Jaka jest waga motywacji?? Tego chyba nie muszę mówić. Motywacja jest na tyle ważnym zagadnieniem, że poświęciłem jej osobny dział.



Ćwiczenie Praktyczne: Wykonaj własną Macierz Eisenhowera. Wpisz w nią wszystkie zadania, którymi się musisz zająć. Od razu umieść w II ćwiartce lekturę mojego bloga ;-)

wtorek, 7 grudnia 2010

Jak zrobić kupę...pieniędzy?



źródło obrazka: opracowanie własne

Dziś opowiem wam o naprawdę fajnej umiejętności, którą koniecznie trzeba posiąść. Jest to umiejętność, która wprowadzi harmonię w Twoje finanse, zapewni Ci stały i stabilny poziom oszczędności, sprawi, że będziesz wypłacać sobie bez wyrzutów sumienia kieszonkowe i zakończy kłotnie o pieniądze z partnerem/małżonkiem.

Cóż to za cudo?

Budżetowanie.

Ci, którzy uciekli na dźwięk tych słów niech wrócą bo będe pisał o ciekawych kwestiach.

Ponieważ teoria jest nudna przejdźmy do tego, co tygryski lubią najbardziej - praktyki.

Pan X zarabia 2000 zł. Na utrzymanie potrzebuje 1000 zł. Ponieważ X nie potrafi budżetować, przepuszcza w kasynie to, czego nie potrzebuje na utrzymanie.  A gdyby X budżetował?

Załóżmy, że Pan X postanowił gospodarować pieniędzmi w następujący sposób:




X podzielił swoje wolne środki na "kupki", "konta" jak zwał tak zwał. X dostaje wypłatę, odkłada 1000 na utrzymanie, pozostały tysiąc dzieli tak, jak nakazują wartości procentowe: 100 zł na dobroczynność, 300 zł na rozrywkę a 600 zł inwestuje. Zauważcie, jak wygląda sytuacja. X wie, ile może wydać na to i na tamto. Nie przewala całej kasy na kasyno, ale może swobodnie wydać na nie część środków (przykładowe 30% na rozrywkę) . Wilk syty i owca cała.  X nie musi mieć wyrzutów sumienia, że oszczędza/wydaje na rozrywkę, ponieważ akceptując  procentowe wartości budżetu przygotował już na to swoją psychikę.

Jak wygląda to dzielenie środków? Sympatycznie. Ja np. swoje balowe trzymam w słoiku po kawie, środki na inwestycje od razu lokuję a fundusz charytatywny trzymam w kopercie. Chodzi o to, aby pieniądze nie były ze sobą wymieszane.

Dlaczego wybrałem akurat takie wartości procentowe?

Bo wyobraziłem sobie faceta, który zarabia 2 patyki i wydaje je w kasynie. Jeżeli te proporcje Ci nie odpowiadają, to je zmień na takie, które wydają Ci się być bardziej realne. Nie wolno Ci jednak zaniedbać kilku spraw. Każde z wymienionych „kont” (balowe, charytatywne i oszczędnościowe) są niezmiernie ważne. Dlaczego? 

Fundusz Oszczędnościowy – chcesz być rentierem? To musisz budować swój majątek netto oraz wspierać się procentem składanym. Mam nadzieję, że pamiętasz o oszczędzaniu będącym kołem finansowego samochodu.

Minimalny próg procentowy: 20%

Balowe – Jeżeli  zaniedbasz swoją rozrywkę i wypoczynek, to stracisz motywację i się wypalisz. Przechodziłem przez to i wiem co mówię. Przez dwa lata prawie nie odprowadzałem balowego i przeszedłem kryzys twórczy, który trwał kilka tygodni. Musiałem na nowo budzić w sobie całą motywację.  Jeżeli jesteś skąpy i wolisz oszczędzać, udziel sobie małego balowego, ale nie ustawiaj go na 0%

Minimalny próg procentowy: 1%

Charytatywne – Ludzkie ego jest tak skonstruowane, że lubi myśleć o sobie dobrze. Pozwól mu na to. Jeżeli będziesz postępował w sposób charytatywny, zaprogramujesz Twoją podświadomość na kurs "pieniądze służą do czynienia dobra. Muszę mieć ich więcej by móc pomóc większej ilości ludzi".  I o to chodzi ;-)

W przykładzie Pan X odprowadzał 10 % na cele charytatywne. Uważasz, że to za dużo lub za mało? To zmień tę wartość procentową na inną. Na jaką? Na taką, z którą czujesz się dobrze. Powinieneś dawać z radością, nie możesz czuć się uboższy przez to, że jesteś dobrym człowiekiem.

Minimalny próg procentowy: 1%


Ćwiczenie Praktyczne: zrób własną budżetówkę i określ zasady jakimi się będzie rządzić. Izoluj od siebie poszczególne konta. Możesz to robić np. przy pomocy kopert i słoików. Gratuluję, zrobiłeś duży krok na drodze do Twojej finansowej niezależności. 

środa, 1 grudnia 2010

Pieprz studia, zostań ninja!



źródło obrazka: files.gadu-gadu.p



"Gdyby wykształcenie decydowało o zarobkach, profesorowie byliby milionerami"- T Harv Eker



W podstawówce nauczyli mnie wielu mądrych rzeczy. Swojego czasu pamiętałem szczegółowy stosunek rocznego zbiór ryżu do zbioru jęczmienia. Dowiedziałem się kiedy była bitwa pod Borodino. Jest to oczywiście wiedza, z której korzystam każdego dnia. Kiedy zdobywałem kolejne stopnie naukowe (hehe), byłem przekonany, że życie wygląda w następujący sposób: przychodzi taki Froch do pracy - oczywiście biurowej - i siada gdzie mu karzą. Ponieważ ma się mgr inż (z góry mówię, że nic nie mam do magistrów inżynierów, to tylko przykład) przed nazwiskiem jestem co najmniej kierownikiem. Siadam przed dyrektorem i staję w szranki z podchwytliwymi pytaniami: 

- Ile ton stali produkuje rocznie Japonia? - Z ust dyrektora pada pytanie.

Bez mrugnięcia okiem podaję prawidłową odpowiedź. W końcu mam przed nazwiskiem mgr inż. Prezes jest pozytywnie zaskoczony moją wiedzą i czuje nieodpartą chęć przyznania mi podwyżki.

- Pana wiedza jest ogromna - rzekł z uznaniem prezes - ale nie dziwi mnie to, ponieważ ma Pan wyższe wykształcenie. W związku z tym czuję wewnętrzną potrzebę dania Panu premii.

Sto polskich złotych wyłoniło się z kieszeni prezesa i wylądowało na stole.

- Chciałem dać Panu stówkę - wyznał prezes - ale nie wiedziałem, czy woli Pan gotówką czy przelewem. Dlatego też zrobię i tak i tak. Teraz daję Panu w gotówce a za chwilę puszcze drugą stówkę przelewem.

A jednak wykształcenie popłaca. Dobrze, że zrobiłem tego magistra inżyniera czy tam innego rehabilitowanego profesora. Sięgam po banknot.

- Czekaj Pan! - prezes jest głodny wiedzy - a kiedy była bitwa pod Borodino?
- W 1812 - odpowiedziałem nie puszczając banknotu leżącego na stole.
- Brawo! - ucieszył się prezes dorzucając kolejną stówkę na stół. Tym razem nic nie wspomniał o przelewie, a szkoda.

Widać jest w złym humorze. Zwykle rzuca banknotwami dwustuzłotowymi.

- Panie prezesie, jest pewien problem - zagaiłem.
- A jaki? - zapytał prezes, który zawsze jest wrażliwy na głos ludu.
- Ponieważ mam tytuł naukowy przed nazwiskiem, nie powinienem zarabiać 2000 zł. Przypominam prezesowi, że pracuję tu już dwa tygodnie.
- Hehe, to bardzo smutne...hihiaha - rozczulił się prezes po czym szybko spoważniał - Ok, ponieważ masz tytuł naukowy i dwutygodniowy staż pracy, dostaniesz podwyżkę do 2800 zł.
- Brutto czy netto? - pragnąłem znać szczegóły.
- Oczywiście że netto - prezes poklepał mnie radośnie po ramieniu - w końcu ma pan tytuł naukowy.

Prezes zatańczył Krakowiaka, zaczął chodzić po ścianach, drapać się po tyłku a na koniec wyskoczył przez okno mamrocząc coś o sposobie na otwarte podejście do tradycji.

To był tylko sen.

Sen, który wciska dzisiejszej młodzieży nasz system szkolnictwa. A przecież mówi się, że "Takie Rzeczypospolitej losy, jakie jej młodzieży chowanie"...

A teraz apel otwarty do narodu:

Uczniu! Studencie! Czy Tobie się wydaje, że ktoś Ci zapłaci ponieważ potrafisz zinterpretować wiersz lub znasz prądy filozoficzne?

 

Jeżeli jesteś dorosły, powinieneś zrozumieć, że Twój pracodawca daje (lub będzie dawał) pieniądze tylko za to, co daje mu pewną wartość. Twój pracodawca nie interesuje się, czy znasz datę jakiejś bitwy czy nie. On interesuje się jaką wartość dodaną możesz zaprezentować. Na tym polega kapitalizm.

Nie mówię, że nie należy się uczyć. Rola porządnej edukacji jest naprawdę spora ale edukacja ta musi być na odpowiednim i sensownym poziomie. Nad książkami spędzam kilkadziesiąt minut dziennie. Sęk w tym, że studiuję literaturę fachową (zawodową) a nie brednie o bitwie pod Borodino.

A teraz wybaczcie, gdyż muszę przestudiować rozdział książki na temat Liczby Grahama, co pozwoli mi polepszyć swoją skuteczność, dzięki czemu będę więcej zarabiał, a co za tym idzie zapewnie swojej rodzinie lepszy byt.

Miłego dnia :-)

środa, 24 listopada 2010

Cele Frocha - Rozliczamy Prezesa :-)



źródło obrazka: files.gadu-gadu.p


Pamiętacie zakładkę Cele Frocha?? Przedstawiam w niej (niektóre) krótkoterminowe cele, których realizacji się podejmuje. Czas się wyspowiadać z tego co tam nakombinowałem.

Mój cel był następujący:

Zdobycie odpowiedniej pozycji w Programie Partnerskim Zaradni.pl

Efekt: Dochód Pasywny i Rezydualny
Termin realizacji: 20.XI.2010 r.

Narzędzia, których używałem:
CDSI
Tabela Jakości
Cele SMART
Tablica Motywacyjna


Jakie efekty?

Nie udało mi się osiągnąć 100 % progu, który zaplanowałem. Zatrzymałem się na 81%. Norma nie wyrobiona, ale jest dobrze - i tak osiągnąłem z tego większy dochód niż planowałem. Zwiększyłem swój dochód pasywny o pewną sumę (na razie niewielką) i planuję kontynuować pracę nad tym projektem.


Co zrobiłem dobrze?

Pracowałem regularnie i stosowałem Tabelę Jakości. To właśnie narzędzie okazało się być szczególnie przydatne w tego typu projektach. Mały tip z mojej strony: tabela jakości bardzo przydaje się w zadaniach, które składają się z wielu powtarzających się elementów o zbliżonym charakterze.

Stosowanie CDSI sprawiało, że niewielkim wysiłkiem osiągnąłem w miarę zadowalający efekt.

Oczywiście stosowałem Cele SMART oraz praktycznie stosowałem Tablicę Motywacyjną

Co zrobiłem źle?

Nadałem celowi zbyt mały priorytet. Teraz widzę, że mogłem poświęcić mu więcej uwagi. Ten cel zginął troszkę w gąszczu zadań długoterminowych. Nie powinienem na to pozwolić.

Obiecałem sobie, że będe wcześniej wstawać by zająć się tym celem - niestety i to zaniedbałem.

Wnioski

Sprawa jest warta zachodu. Planuję ponownie zająć się tym celem i nadać mu większy priorytet. Tym razem chce zdobyć próg 100 punktów do końca roku. Po prawej stronie ekranu, możesz monitorować ilość punktów, które zgromadziłem. Dodatkowo zacznę stosować Zasadę 80/20, o której czasem zapominam


Życzcie mi powodzenia :-)

czwartek, 18 listopada 2010

Super szkolenie! Włącz Turbo dla Twoich pieniędzy!

Witam. Przedstawiam wam bardzo ciekawe, poważne szkolenie. Byłen na innych szkoleniach, które organizował ten prowadzący - naprawdę warto!



źródło obrazka: best.pl


Chcesz wejść na to szkolenie ZA DARMO? Mogę Ci to załatwić!

Napisz lub zadzwoń do mnie
lukaszfroch7@o2.pl
tel. 506 165 667

środa, 10 listopada 2010

Księgowi listy piszą, czyli spece od marketingu w natarciu.



źródło obrazka: oesterreichinstitut.waw.pl



Chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć o jednej z najważniejszych umiejętności, którą każdy człowiek sukcesu posiąść powinien. Mówię tu o umiejętności pracy zespołowej.

Żyjemy w świecie niezwykle złożonym. Samotna jednostka często nie jest w stanie sprostać wymogom kapitalizmu. Ponieważ nie warto być specjalistą od wszystkiego (Kto ma sześć profesji, ten ma siódmą - biedę), umiejętność budowy kapitału społecznego jest bardzo ważna.

Jak budować kapitał społeczny?

Mówiąc inaczej: jak sprawić, by ludzie zechcieli ze mną współpracować?

Uwaga, bo teraz powiem jedno z najważniejszych zdań, które kiedykolwiek usłyszałeś i usłyszysz. Achtung!

Jeżeli chcesz aby ktoś z Tobą współpracował, musisz dać mu korzyść z tej współpracy wynikającą.

Nikt nie zapłaci mi 2000 zł, jeżeli nie pomogę mu zarobić conajmniej takiej samej kwoty.

Nikt nie ulokuje pieniędzy w inwestycji, która daje mniejsze oprocentowanie od tej, która jest oczekiwana.

Pan X nie zapłaci Panu Y, jeżeli ten nie zachęci go do tego wartością dodaną.

Nie pojadę na koncert zespołu, którego nie lubię - znowu brak korzyści.

Nie chodzi tu nawet o wartość stricte materialną. Dotyczy to także dóbr niematerialnych a nawet emocjonalnych. Nikomu nie płacę za czytanie tego bloga. Ludzie go czytają, ponieważ daje im to inne korzyści: wiedzę, realizację celów i - mam nadzieję - mile spędzony czas.

Widzimy więc, że każde współdziałanie wymaga motywacji.

Mówiąc inaczej: Jeżeli chcesz by ktoś coś zrobił dla Ciebie, musisz zrobić coś dla niego. W relacjach międzyludzkich dalej obowiązuje barter.

Ponieważ jestem praktykiem (co sobie chwalę), przedstawię wam pewien przykład.

Moja Żona założyła firmę. Otrzymała list od innej firmy, która chciała zaoferować nam usługi księgowe. Firma ta chciała podjąć z nami współpracę ale nie mówi nic o korzyściach (motywacji), które z tej współpracy wynikną. Co ważne: nie oceniam jakości usług tej firmy, oceniam tylko marketingowy aspekt korespondencji.

Pogrubionym drukiem zaznaczę treść listu a pochylonymi literkami oznaczę swoje komentarze.


Szanowni Państwo

Prosimy przyjąć nasze gratulacje i najlepsze życzenia. Życzymy więc Państwu wielkich sukcesów w prowadzeniu nowozałożonej firmy.

O jak sympatycznie. Pewne instytucje (nie będe pokazywał palcem) sprzedały komuś informację, że założyliśmy firmę.

Równocześnie pragniemy zaoferować Państwu swoje usługi.

No już lepiej. Potencjalny klient widzi korzyść (motywację).

Jesteśmy na 100% pewni, że moglibyśmy Państwu Pomóc w zmniejszeniu zobowiązań podatkowych, jeśli zaangażujcie Państwo naszą firmę do pomocy przy rozliczaniu zobowiązań wobec US.

No to super. Ale ile? Żyję w świecie liczb, muszę mieć konkretne wartości. Brakuje mi tu zwrotu w stylu "dzięki nam zaoszczędzisz X złotych rocznie".

Nasze biuro rachunkowe jest słynne jak świat długi i szeroki. Obsługujemy tych i tamtych, także Pana Mietka co ma kiosk. Mamy certyfikat komisji takiej i takiej.


Cieszy mnie to, że piszą do mnie kompetentni ludzie, ale to powinno być na końcu - gdy już mnie zauroczą swoją ofertą.

Nasze korzenie sięgają 1834 roku, kiedy to... (dłuuuuuga historia firmy)

Niech zamilkną Ci, co się przyszłością szczycą, albowiem nawet.... nieważne. W każdym bądź razie, gratuluję bogatej przeszłości ale...przeciętnego klienta dalej interesują konkretne liczby.

Szczególnym zainteresowaniem otaczamy nowe firmy!

A jak będę miał już swój udział w rynku, to mnie olejecie?

Nasze motto brzmi:
Po co masz iść gdzieś indziej by stać w kolejce i dać się oszukać? U nas nie zobaczysz kolejki!


Hehe :-)

Zapraszamy do współpracy!

Nie wiem czy wiecie, ale to się nazywa w marketingu "Call to action". Takie krótkie zdanie, które wzywa do działania - fajny zabieg marketingowy, skuteczny i fair play wobec klienta. Super, naprawdę.

Przyjdź do nas z tym listem a dostaniesz 25% zniżki na usługi powiązane z księgowością.

Cholera, a ja na odwrocie zrobiłem listę celów...

(treść listu nieznacznie zmieniłem, żeby mnie po sądach nie wleczono)

Zobaczcie, jakie firmy zatrudniają speców od marketingu :-/ Dlaczego moim zdaniem ten list powinien być inaczej napisany?

Ponieważ ta wersja, którą dostałem, nie pisze nic konkretnego o korzyściach, które zostaną osiągnięte przez potencjalnego klienta. W marketingu istnieją dwie cholernie ważne zasady. Oto one:


1) Nie sprzedawaj zalet tylko korzyści
2) Przestrzegaj zasady numer 1.

Nie interesuje mnie ergomiczna rączka w czajniku - dla mnie ważne jest uniknięcie oparzenia. Klient reprezentuje podobną mentalność. Klienta nie obchodzi "fachowa obsługa". Ma być zrobione dobrze, aby Instytucja-której-imienia-nie-wolno-wymawiać nie przyczepiła się do błędów - tylko tyle. Sam przymiotnik "fachowa" mało mówi. Natomiast "spokój i dobrze rozliczony podatek" to już coś.

Dokładnie tą samą regułą rządzi się budowanie kapitału społecznego, czyli sieci współpracowników. Nikt nie będzie chciał współpracować z "dochodowym" człowiekiem, który mówi jak amerykański naukowiec niepewnego pochodzenia. Wielu natomiast, będzie chciało podjąć współpracę z człowiekiem, który zwiększy obrót firmy o określony procent...

czwartek, 4 listopada 2010

Zaradni.pl - z nami zostaniesz specjalistą!



źródło obrazka: szelest-stron.pl

Czy zastanawialiście się kiedyś nad odpowiedziami na następujące pytania?
Jak zrobić skarbonkę?
Jak oszczędzać?
Jak wydłużyć dzień o dwie godziny?
Jak kupić samochód, który potem łatwiej sprzedać?
Jak rzucić palenie i zaoszczędzić 3102,5 zł w ciągu roku?

a nawet
Jak zrobić tanie kakao? :-)

O ile mój przepis na kakao jest nieco kontrowersyjny (niektórzy wybrzydzają) to na finansach osobistych i psychologii sukcesu znam się bardzo dobrze. Dlatego też zaangażowałem się w pisanie artykułów do portalu  ZARADNI.PL. Dzięki temu portalowi, internauci mogą wymieniać się między sobą doświadczeniami w różnych sferach życia codziennego a także zdobywać wiedzę fachową. Znajdziesz tutaj wiele KnowHow z różnych dziedzin wiedzy np. finanse, kulinaria, ogrodnictwo, mechanika, prawo i inne.

Zaradni.pl to nie tylko nowa wiedza i znajomi. Jest to także dość ciekawa forma budowania dochodu pasywnego, która przynosi kilka korzyści. Oto najważniejsze z nich:

Korzyść intelektualna - czy podstawą nauki nie jest wymiana doświadczeń?

Korzyść finansowa - uczestnictwo w programie wiąże się z regularnym dochodem pasywnym!

Możliwość wyrobienia sobie marki w swojej branży - już teraz możesz zostać radcą prawnym lub specem od ogrodnictwa :-)

Współpraca daje Hobby, które nie pożera czasu a generuje dochód - nie ma to jak łączyć przyjemne z pożytecznym, prawda?



Przekonaj się sam. Jak?
Zarejestruj się i zarabiaj pieniądze z Frochem! :-)


czwartek, 28 października 2010

Froch zdaje egzamin na prawko!



źródło obrazka: www.ro.com.pl

Ostatnio przetarłem nowy szlak w zarządzaniu emocjami. Opowiem wam głęboką i pełną morałów historyjkę.

Gdy byłem dzieckiem nie interesowałem się (w przeciwieństwie do kolegów z przedszkolnej ławy) motoryzacją. Dzieciaki przekrzykiwały się czyj ojciec ma lepszy samochód, a jaki ma kolor, a to a tamto. Już wtedy byłem z innej bajki - wtedy bardziej od spraw przyziemnych rajcowało mnie UFO, Kosmos i inne duperele.

Gdy byłem nastolatkiem niewiele się pod tym kątem zmieniło. Gdy kumple we wsi imponowali dziewczynom swoimi "Maluchami" ja dalej widziałem w samochodzie demona rzygającego ogniem. Po prostu miałem uraz - sam nie wiem czemu i po czym ale serdecznie nie życzyłem sobie siedzieć za sterami pojazdu z piekła rodem.

W liceum nie zrobiłem prawa jazdy. Nie poszedłem na kurs, gdyż nie chciałem naciągać rodziców na wydatek przeszło 1000 zł.

"Jak będę miał pracę i własne pieniądze, pomyślę o prawku"

Gdy byłem już na swoim chlebie, nie miałem czasu na naukę jazdy. Jako kelner pracoholik byłem zbyt zajęty by myśleć o samochodzie. Potem zaangazowałem się w branżę ubezpieczeniową - znowu brak czasu. Jeszcze później zamiast o prawie jazdy, pomyślałem o ślubie.

W końcu nadeszła ta wiekopomna chwila: Froch zapisał się na prawo jazdy. Ponieważ z natury jestem łebski chłopak, bez problemów zdałem egzamin teoretyczny.

Schody pojawiły się za to przy praktycznym. Dość szybko wyszło na jaw, że nie jestem mistrzem kierownicy. Jazda samochodem była dla mnie raczej obcym i trudnym pojęciem.

Nastąpiła seria oblanych egzaminów praktycznych. Bolało mnie to, ponieważ mam węża w kieszeni a każdy egzamin kosztuje stówę.

W ten wtorek była kolejna próba. Nie powiem która, bo to wstyd. I tak nie pamiętam, nieco tego było. Siedziałem w kolejce i czekałem na wyrok. Nagle naszła mnie refleksja, która jest głównym tematem tej notki.

Jeżeli rzucasz monetę i chcesz aby wypadł orzeł, to pewne jest, że szansa na orła wynosi 50%. Jeżeli wypadnie reszka, to szansa powodzenia (orła) przy drugim rzucie, dalej wynosi 50%. Jeżeli oblałem kilka razy egzamin, to za każdym kolejnym wciąż mam dużą szansę zdania.

Coś w tym było. Szybko zauważyłem, że moja niechęć do samochodów jest w 100% subiektywna. W końcu opanowałem wszystkie manewry, dlaczego miałbym oblać coś tak prostego jak jazda samochodem? Tysiące ludzi pokonuje setki kilometrów i nawet o tym nie myśli. Zauważyłem, że nie idę na egzamin po to, by ktoś mi nabazgrolił napis "wynik negatywny" tylko po to by popisać się umiejętnościami.

Wołają mnie. Tętno skoczyło plus sto. Jaki był wynik egzaminu?

                      POZYTYWNY

Zrobiłem tylko jedną rzecz: zmieniłem swoje nastawienie. Pamiętacie jeszcze jak wielka jest waga postawy?

Tego typu sytuacje są kolejnym dowodem na potęgę chłodnej kalkulacji. Widzimy więc, że kalkulator jest lepszym doradcą niż emocje (myśli subiektywne). Myślenie subiektywne generuje "wibracje" zależne od aktualnej kondycji emocjonalnej naszej psychiki lub odniesień zakotwiczonych z daną sytuacją (przykład z prawem jazdy). Jeżeli ten stan jest pozytywny, myślenie będzie popychać nas ku lepszemu. Sprzężenie pozytywnego podejścia i chłodnej kalkulacji jest najlepszą z możliwych mieszanek. W przypadku gdy jesteśmy pesymistami (kiepskie odniesienia => negatywne myśli) lepiej jest odrzucić myślenie subiektywne i zastąpić je myśleniem w 100% logicznym.

Ćwiczenie praktyczne:Postępuj więc wg. schematu:


Link do artykułu o Prawie Substytucji.

czwartek, 21 października 2010

CDSI - Czyli progresywny postęp



źródło obrazka: foto.pwsk.pl

Anthony Robbins w swojej książce "Obudź w Sobie OLBRZYMA" opisuje koncepcję tzw. Ciągłego Doskonalenia Siebie i Innych (CDSI). Polega ona na codziennym wykonywaniu drobnych kroków, które mają zmierzać ku upatrzonemu celowi. Regularny postęp kumuluje się w dłuższym okresie czasu, dając piorunujący efekt.

Codzienne napisanie tysiąca słów gwarantuje, że po jakimś czasie napiszesz ebooka. Codzienny dochód pasywny w wysokości 3 zł, daje po roku przeszło 1000 zł. Proste.

Jeżeli pilnie studiujesz tego bloga i wykonujesz wszystkie Ćwiczenia Praktyczne, to pewnie zapoznałeś się już z rewelacyjnym narzędziem, którym bez wątpienia jest tabela jakości.

Jest to jedno z najprostszych a zarazem najdoskonalszych narzędzi, które motywuje naszą psychikę do regularnych postępów. Myślę, że to proste i zrozumiałe. 

Tyle tytułem wstępu.

Wstępu?

Tak. Wstępu. Ta notka jest wyjątkowa. Rozpoczyna ona coś w rodzaju nowej ery tego bloga. Do tej pory każda notka wyglądała tak:

1)Kilkaset słów teorii
2)Ćwiczenie Praktyczne, którego (nie oszukujmy się) i tak prawie połowa czytelników nie wykonuje :-)

Teraz dodam jeszcze trzeci element: opiszę w jaki sposób osobiście wykorzystuję te metody, by przedstawić jasne dowody na ich skuteczność. Zacznę od dziś:



Wykres ten przedstawia oglądalność mojego bloga od chwili jego założenia. Od samego początku jego istnienia, poświęcam mu nie więcej niż 3 godziny tygodniowo. Skumulowało się kilkadziesiąt godzin pracy, które dość ładnie zaprocentowało.

Mam zamiar ponownie użyć CDSI przy nowym, dość ambitnym zadaniu. Wstępnie powiem, że sprawa dotyczy pewnego programu partnerskiego, który chcę rozwinąć. Będę korzystał z tabeli jakości i CDSI. Możecie monitorować moje postępy w progressbarze, który znajdziesz w podstronie Cele Frocha.


Ćwiczenie Praktyczne: Patrz, podziwiaj i naśladuj :-)


czwartek, 14 października 2010

5 Dróg Oszczędzania Czasu


źródło obrazka: manageria.gazeta.pl


Lakkoniczmym wstępem, chciałbym przekonać wam kilka stosowanych przeze mnie metod oszczędzania czasu. Dlaczego? Bo przeważająca część społeczeństwa jest tak zapracowana, że nie ma czasu iść do WC. Tymczasem prawda jest inna: każdy ma tyle samo czasu- dwadzieścia cztery godziny na dobę. Papież pracuje około czternastu godzin na dobę, a mimo to ma czas dla wiernych oraz odrobinę czasu na wypoczynek i sen. Jak to robi? Pewnie stosuje którąś z poniższych metod oszczędzania czasu :-)

1) "Rzucenie" seriali - Wszyscy wiemy, że seriale, choc pewnie ciekawe, to pożeracze czasu. Jeden tzw. sezon ma ok 20-30 odcinków, z czego każdy odcinek trwaa około 40 minut. Rezygnacja z jednego tasiemca daje nam oszczędność rzędu 6,6h do 13,33 h za każdy sezon, których jest zwykle około 5. Daje to oszczędność około 66 zaoszczędzonych godzin. W tym czasie można otworzyć sklep internetowy, stworzyć dochodowe www, napisać e-booka, ukończyć kurs lub wzbogacić swą wiedzę fachową o jedną lub dwie książki.

Pomyślcie ile czasu zwraca rezygnacja z "Mody na Sukces" :-)

Szacowana oszczędność czasu w ciągu dnia: ok 40 min na każdy, mówiąć kolokwialnie, olany serial.

2) Nieciekawe strony internetowe - przeciętny człowiek spędza minimum godzinę dziennie na serfowaniu po internecie - i często robi to w pracy dla przysłowiowego zabicia czasu. Nie będe wymieniał konkretnych adresów - nie chce by mnie potem po sądach wlekli. Nie jestem pustelnikiem, który nie używa www i nie ogląda w ogóle TV - mówię tylko, że nie jest to mój cel życiowy, na który poświęcam więcej niż kwadrans dziennie. 

Szacowana oszczędność czasu w ciągu dnia: 60 min.

3) Wczesne wstawanie - Wstawaj kwadrans wcześniej. Jeżeli każdy dzień Twojego życia wydłuży się o 15 min, to daje aż 91,25 h rocznie. Prosta matematyka. Bez Komentarza.

Szacowana oszczędność czasu w ciągu dnia: 15 min.

4) Znasz to uczucie z serii "ech, muszę napisać ten duży raport ale nie chce mi się. Zajmę się czymś mniejszym"? 

Jeszcze kilka miesięcy temu też cierpiałem na takie myślenie. Najgorszą robotę zawsze zostawałem na koniec, by przez cały czas wynajdywać i wykonywać mniej bolesne zadania. Jakiś czas temu zmieniłem strategię: Od razu biorę się za najmniej pasjonująca robotę. Gdy mam ją już za sobą, to legion prostszych zadań jest pestką na szczycie tortu - czy jakoś tak.

5) Pamiętacie Patryka Pietrka z serialu "Ranczo"? A pamiętacie co mówił o organizacji pracy? Ja, człowiek co nie ogląda seriali, przypomnę wam co mówił :-)

Do pracy należy się przygotować. W zakres prac przygotowawczych wchodzi:

a) Przygotowanie jedzenia, napojów i narzędzi pracy

b) Sprzątanie chlewa  - biurko powinno być czyste i wysprzątane. 

Pamiętaj: jeżeli rozpraszasz się bieganiem po kanapki lub szukaniem narzędzi, Twoja skuteczność spada gdyż wyrywasz się z stanu skupienia na danym zajęciu. Taki sam efekt przynosi nieporządek, zwany potocznie jako bur...bałagan znaczy się. 

Stosując się do moich rad, możesz zaoszczędzić nawet dwie godziny dziennie. Co zrobisz z tym czasem, to już Twoja sprawa. Możesz go poświęcić na dodatkowe zajęcia lub odpocząć. Decyzja należy do Ciebie.

Jest to oczywiście zbiór metod, które wybrałem z worka innych pomysłów. Dlatego też, jeżeli znasz inne/lepsze metody - to pochwal się nimi w komentarzach i podziel się wiedzą z innymi :-)

Ćwiczenie Praktyczne: W ciągu najbliższych dni zastosuj każdą z przedstawionych metod. Jeżeli jakaś Ci wyjątkowo nie pasuje, zastąp ją inną. Przemyśl jak mógłbyś rozwinąć te metody i opracuj własne. Pochwal się efektami w komentarzach :-)



Notkę tę możesz przeczytać również w serwisie Zaradni.pl

czwartek, 7 października 2010

O tym jak Polacy utracili Madagaskar



źródło obrazka: demotywatory.pl

Podobno pod koniec lat trzydziestych zeszłego stulecia, Polska miała szansę wejść w posiadanie wyspy Madagaskar. Te imperialistyczne (a co!) plany pokrzyżowała rzekoma opieszałość urzędników i wybuch II Wojny Światowej. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy teza, którą przedstawia "demot" jest prawdziwa. Z nauk historycznych jestem raczej kiepski. Moje maturalne przygotowania do egzaminu z historii i tak skończyły się na obejrzeniu "Gladiatora" . Mimo małego zaplecza teoretycznego, śmiem wątpić w tę tezę. Nawet jeżeli w historii z Madagaskarem nie ma nawet odrobiny prawdy, to jest w niej funt morału. Morał ten brzmi:

Najlepszy moment do działania jest TERAZ.

TERAZ, jest zawsze najlepszą chwilą, by zdobyć nowego klienta, osiągnąć kolejny cel, odwalić kolejną normę, znaleźć dodatkowe źródło dochodu pasywnego, osiągnąć kolejny sukces - cokolwiek dla Ciebie to słowo oznacza.

Kto wie, gdyby osoby odpowiedzialne za utratę szans na Madagaskar - o ile ta sytuacja miała miejsce - wzięły sobie to do serca, to może Polska miałaby dziś swoją kolonię?

Zwlekanie z wykonywaniem zadań, jest jedną z najbardziej demotywujących rzeczy, jaka może nas spotkać. Bez bicia przyznam się, że właśnie znajduję się w sytuacji, w której mam kilka zaległych zadań. I co? I wkurza mnie to, że w rogu mojej tablicy motywacyjnej wisi kilka kartek, które godzą we mnie złośliwymi napisami "zrób to". Nie powinno ich tam być, są to sprawy, które powinny być dawno załatwione. A jednak nie zająłem się nimi wcześniej i teraz muszę patrzeć na te kartki - do chwili aż się nimi nie zajmę - czyli Teraz, tylko skończę pisać tę notkę :-)

Odkładanie rzeczy na później powoduje, że tracisz motywację w obliczu lawiny zajęć. Nie wolno doprowadzić do takiego stanu. Regularne działanie TERAZ sprawia, że wszystkie sprawy są załatwiane na bieżąco - co jest czynnikiem motywującym.

Inna sprawa: lepiej jest TERAZ osiągnąć sukces niż potem, to jest chyba logiczne, prawda? Moim głównym celem, jest osiągnięcie rentierstwa. Jeżeli osiągnę ten cel w wieku dwudziestu pięciu lat, to przez resztę życia mogę balować. Jeżeli osiągnę ten cel przed pięćdziesiątym rokiem życia, też będę mógł balować przez resztę życia - tylko wtedy tych lat może już być nieco mniej.

Reasumując: być może lepiej jest zrobić coś później niż wcale, ale jeszcze lepiej zrobić coś wcześniej, niż później...

czwartek, 30 września 2010

Sroka i jej ogon

źródło obrazka: plamkamazurka.blox.pl

W większości bibliotek można wypożyczyć jednocześnie od trzech do czterech ksiażek. Przychodzisz, mówisz co bierzesz i bierzesz co mówisz - i to na cały miesiąc.




Wyjdźmy z założenia, że udałem się do jednej z wspomnianych bibliotek i wypożyczyłem co następuje:
"Władcę Pierścieni" (1500 stron)
"Potop" (800 stron)
"Przeminęło z Wiatrem" (nie wiem ile stron, żony się zapytam)
i "Jerozolimę Wyzwoloną" (600 stron)

Jedna rzecz jest pewna: bibliotekarz powiedziałby, że nie mam życia prywatnego lub jestem zdrowo popyrtany. Albo jedno i drugie.

A jak wyglądałaby moja sytuacja po powrocie do domu? Cztery książki zaczepnoobronne o posturze przeciętnego pustaka - jak to przeczytać w jeden miesiąc? Jeżeli wyjdziemy z założenia, że nie chcę żadnej zignorować...to "najrozsądniejszym" rozwiązaniem jest czytać każdą po trochu....

Tak więc do dzieła! "Władca Pierścieni" - czytamy jedną stronę. Dalej. "Potop"- jedna strona. Nie naczytaliśmy się, ale przynajmniej wiemy, że na Żmudzi był możny ród Billewiczów. Czy jest sens czytać kilka książek na raz?

No właśnie...nie ma.

Sęk w tym, że ludzie na codzień czytają zbyt wiele książek. Mam na myśli to, ze w naszym społeczeństwie utarł się schemat "pakuj się w co popadnie". Lubimy, nie wiem czemu, zajmować się setką rzeczy na raz - byle tylko nie skoncentrować się na sprawach najważniejszych (co jest dla kogo najważniejsze, to już oczywiście indywidualna sprawa). Takie ciągnięcie kilku srok za ogon nie jest zbyt dobrym pomysłem. Przekonał się o tym mój znajomy, który kilka lat temu uczył się równolegle Hiszpańskiego, Niemieckiego i Rosyjskiego. Skończyło się na tym, że znał łacinę podwórkową w kilku odmianach a po Polsku dalej słowa nie potrafi poprawnie powiedzieć. Obserwując tego typu sytuacje przypomina mi się rymowanka, którą ułożyłem na podstawie artykułu przeczytanego gdzieś w internecie:

Kto ma sześć profesji, ten ma też siódmą- biedę
Nie rozkręcej stu biznesów- rozkręć dobrze jeden.


Co zrobić by nie zostać profesjonalnym biedakiem? Stosować Zasadę Pareto zwaną również jako Zasada 80/20. Zasada ta mówi, że 80% naszych działań przynosi 20% efektów i na odwrót - 20% działań generuje 80% efektów. Kilka działań jest odpowiedzialnych za całokształt a reszta to mało ważne szczegóły.

Zauważcie Państwo, że coś w tym jest. Jeden kujon w klasie kosi większość szóstek a 80% polityków podnieca się podwyżką dwudziestokilkuprocentowego VATu.

Wow, dawno nie napisałem tak długiego słowa. Dwudziestokilkuprocentowy VAT, dobre, naprawdę dobre.

Wróćmy do tematu bo jak się rozgadam na temat polityki, to mnie zamkną na czterdzieści osiem.

Przytoczę przykład Zasady Pareto: Pan X pracuje 160 godzin na etacie i zarabia na tym 1000 złotych. Pan X prowadzi własny biznes w postaci MLM co zajmuje mu miesięcznie 20 godzin i daje dochód 1800 zł po odliczeniu podatku VAT (hehe). Zauważcie: Pan X spędza w pracy etatowej 89% życia zawodowego co daje mu tylko 36% dochodu całkowitego. Pozostałe 64% dochodu jest owocem jego biznesu, któremu poświęca tylko 11% swojego czasu. Aktualna wartość przepracowanej godziny Pana X wynosi 15,55 zł.

Ponieważ X jest urodzonym cwaniakiem, olewa etat i zajmuje się tylko swoim biznesem. Skupia się na czynności, która przynosi najwięcej pieniędzy. Ponieważ dalej pracuje 180 godzin zarabia aż 16200 zł miesięcznie - tylko dlatego, że skoncentrował się na najbardziej dochodowym źródle dochodów. Teraz wartość jednej godziny jego pracy wynosi 90 zł. W tym samym czasie zarabia dużo większe pieniądze! Tylko dlatego, że podjął jedną mądrą decyzję!

Jaki wniosek warto wyciągnąć z tej notki? Taki, że nie warto się rozdrabniać na kilka frontów. Przyznam się wam, że jestem trochę zły na siebie - bo jakiś czas temu wpakowałem się w prowadzenie pięciu przedsięwzięć na raz. Gdy tylko się połapałem co zrobiłem, jedno przedsięwzięcie zamknąłem, drugie ukończyłem by mieć je z głowy a aktualnie pracuję nad trzema - a to i tak, moim zdaniem za dużo. Mój ojciec zawsze mawiał "wzór, podstawienie, wynik, dalej". W przypadku rozrkęcania interesów, jest to prawda święta i czysta jak pierwsze kochanie. Tak przynajmniej pisał poeta.

Ćwiczenie Praktyczne: Zastanów się jak możesz wykorzystać tę wiedzę w praktyce. Just do it! :-)

środa, 22 września 2010

Żarówka Edisona



źródło obrazka: bi.gazeta.pl

Statystyka mówi, że przeciętny człowiek ma w ciągu roku aż dwa pomysły, których umiejętne wdrożenie zapewni wzrost majątku netto o kwotę 1.000.000 zł. Przyznam szczerze, że nie wiem jak tę kwotę obliczono, kto tę kwotę policzył ani czy chodziło mu o netto czy o brutto.


Mogę jednak potwierdzić, że w ciągu roku mamy wiele mądrych pomysłów, które przepadają w otchłań. Nauczę was, jak zachować te pomysły i przekuć w realne profity. Oto kilka przykazań zdobywania dobrych pomysłów.

1) Nie staraj się niczego wymyślać na siłę. Po prostu zajmij się swoimi celami. Działaj. Gdy poświęcasz uwagę swoim celom, w Twoim umyśle układają się tzw. filtry (kiedyś rozwinę tę myśl), które wpływają na Twoją percepcję. W związku z tym do Twojej głowy zaczną przychodzić idee, które mogą popchnąć Cię do przodu - jest to naturalna konsekwencja prawa przyciągania.

2) Warunkiem "wpadnięcia na pomysł" jest zrelaksowany stan umysłu. jeżeli Twoje myśli spokojnie płyną i jesteś na tzw. autopilocie, Twój podświadomy umysł pracuje na największych obrotach. W takich chwilach płodzimy dobre pomysłu na lewo i prawo. Jak wywołać taki stan umysłu? Przede wszystkim należy pracować nad celami - tak jak to opisałem w punkcie pierwszym.

Po drugie: znajdź czas na spacer, przejażdżkę rowerem. Jeżeli - poświęcasz czas na czynności, które znajdują się w tzw. nieświadomej kompetencji (wykonywane są perfekcyjne bez angażowania uwagi), Twoja świadomość się wyłącza a umysł pracuje sprawnie. Moim zdaniem najwięcej dobrych pomysłów przychodzi właśnie w drodze do pracy lub w innym miejscu, o którym nie wspomnę bacząc na obecność dam.

3) Nie staraj się w jakikolwiek sposób wymuszać wielkich idei. Myślenie aby tylko "wyrobić normę", nie pozwala na wyciszenie umysłu i jego efektywną pracę. Po prostu płyń z pędem rzeki i wierz, że "doznasz oświecenia" lub czegoś w tym stylu. Nie można wymyśleć niczego mądrego na siłę - tak samo jak nie można zmusić się do puszczenia bąka. Wiem, jestem świntuch, ale mam dobre pomysły.

Ktoś może zapytać co sądzę na temat Burzy Mózgów, która po części polega na zmuszaniu się do wymyślenia czegoś. Uważam, że Burza to dobre narzędzie ale trzeba wiedzieć jak ją poprowadzić by miała sens - ale o tym innym razem.

4) W Chwili gdy przyswoisz sobie wiedzę z punktów 1-3 i zastosujesz narzędzia (np. spacery, medytację), zostaniesz zalany lawiną pomysłów. Jedynym sposobem by je zachować jest ich NATYCHMIASTOWA rejestracja. Pomysł musisz od razu zapisać lub nagrać - w przeciwnym razie go zapomnisz. W pewnym momencie dojdziesz do takiej wprawy, że będziesz wymyślać mądre rzeczy seriami. Trojaczki i czworaczki staną się normą. Z takim natłokiem ciężko sobie poradzić. Sam się przekonasz, że długopis i kartka (ew. dyktafon) to narzędzia niezbędne. Zasada jest prosta: niezapisany pomysł jest pomysłem straconym.

Jestem przekonany, że powyższe rady okażą się być pomocne. Na zakończenie chciałbym pochwalić się moimi osiągnięciami w tej sferze. Pomysły spisuję już od 3 lat. Zapisałem już około 80 stron samymi tylko notatkami. Na moim telefonie mam około 300 notatek (było 700 ale troszkę przepisałem na komputer). Na dyktafonie mam około 10 godzin nagrań. Każdego dnia te statystyki rosną - nie nadąrzam z przepisywaniem danych na komputer!

Pamiętam kilka nocy, w których miałem takie bombardowanie pomysłów, że nie kładłem się spać tylko ślęczałem przy biurku i notowałem. Mogę więc śmiało potwierdzić przydatność przytoczonych przeze mnie rad. Pozdrawiam wszystkich - niech dobre pomysły będą z wami :-)

Ćwiczenie Praktyczne: zainwestuj w długopis i zeszyt 16 kartkowy - tak na dobry początek. Wyżej wymieniony zestaw "mały geniusz" noś zawsze ze sobą i korzystaj gdy przyjdzie potrzeba.

czwartek, 16 września 2010

Skrzynka z narzędziami


źródło obrazka: knivesandtools.com

Na naszej planecie żyje 6 miliardów ludzi. Około miliard to są Ci szczęśliwcy, którzy poznali zasady sukcesu z tego lub innego źródła. Okazuje się jednak, że tylko pewien procent ludzi znających zasady, o których piszę, w pełni realizuje swoje cele. 

Dlaczego? 

Jakiś czas temu licznik mojego bloga wybił magiczną sumę 3000 odwiedzin – chociaż kto go tam wie, ten licznik czasami się psuje. Do tej pory Bloga przeczytało prawie 300 osób, z czego 170 osób to są stali czytelnicy – i tym, i tym bardzo dziękuje za poświęcony czas. Gdybym jednak zapytał ilu z was zrealizowało swoje cele, jak sądzicie, jaki procent mógłby z czystym sumieniem odpowiedzieć „tak, wszystkie moje cele są zrealizowane”?. 

Dobre pytanie. Niestety nie znam na nie odpowiedzi. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że pewna grupa, stosując się do moich rad, osiągnęła swoje cele. Jest też pewnie grupa, która tych celów nie zrealizowała. Czy to znaczy, że narzędzia przeze mnie przekazywane nie działają? Nie. To znaczy, że nie były one, przez niektórych, regularnie stosowane.

Przekazuję wam NARZĘDZIA. Narzędzie to takie coś, co działa jak się go UŻYWA. Jeżeli mam młotek, ale nim nie pomacham w odpowiedni sposób, to nie wbiję żadnego gwoździa – nawet jeżeli młotek jest ze złota.

W podobny sposób działają inne narzędzia, np. cele SMART i Metoda Dwóch Strzałek lub  Tabela Jakości.

Jeżeli nie założysz sobie skarbonki lub innego narzędzia alternatywnego, nie wyrobisz sobie nawyku oszczędzania. Jeżeli nie wpadniesz zagrać z nami w Cashflowa  stracisz okazję do zwiększenia swojej inteligencji finansowej.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ szanuję swój czas, który poświęcam na pisanie oraz wasz czas, który poświęcacie na czytanie. Wy czytacie, nabywacie wiedzę. Rozsądnym porządkiem rzeczy jest wyciągnięcie z tego przez was korzyści – ale to jest możliwe tylko przy użyciu narzędzi, które opisuję.

Jaka jest różnica, czy ktoś stosuje zawartą tu wiedzę w praktyce? Ogromna. Dam przykład.

Październik 2007 – błąkam się po ulicach Krakowa. Interesy źle szły a ja nie potrafiłem znaleźć pracy, ledwo wiązałem koniec z końcem. Stosując cele SMART oraz prawo przyciągania (czyli tylko dwa narzędzia) wyprostowałem swoją sytuację finansową. W ciągu trzech miesięcy znalazłem pracę, podreperowałem swoje sprawy biznesowe, zaręczyłem się i odebrałem rekordowe wynagrodzenie za miesiąc pracy. Zobaczcie: stosowałem tylko dwa narzędzia by odbić się z dołka i wskoczyć na sporą górkę.  

Jestem odosobnionym przypadkiem? Nie. Jestem w stanie wymienić kilka innych „odosobnionych przypadków”, którym się udało osiągnąć swoje cele.

Analogicznie przyznam się wam, że mam krótkie epizody, w których nie zrobię listy celów, tabeli jakości i zapomnę o pozytywnych nawykach. Nawet mnie czasem złapie leń. Zgadnijcie: jaka jest moja skuteczność w takich chwilach?

Chciałbym w jednym zdaniu streścić najważniejszą myśl, jaką mogę wam przekazać: jedyną drogą do sukcesu jest podejmowanie działań, korygowanie błędów, podejmowanie działań i tak w kółko.

Ćwiczenie Praktyczne: Powtórz swoją wiedzę na temat najważniejszych narzędzi, które do tej pory poznaliśmy. Upewnij się, że je stosujesz. Monituj swoje efekty i prowadź statystykę. Zastanów się, czy możesz te narzędzia jakoś usprawnić i pochwal się swoimi przemyśleniami :-)

czwartek, 9 września 2010

7 trików, które nakarmią Twoją skarbonkę!

Chciałbym wam przedstawić kilka sposobów na bezbolesne oszczędności.

Zaczniemy od czegoś łatwego. Oto najprostszy sposób, który nie wymaga żadnego wysiłku a na dłuższą metę przynosi ogromną stopę zwrotu: Przejdź się po sklepach i zbierz paragony sklepowe. Zachowaj je by wiedzieć ile w tym sklepie kosztują najczęściej kupowane produkty. Na następne zakupy udaj się do innego sklepu, który znajduje się w pobliżu. Powtórz operację    z   paragonem.

Dla potrzeby przykładu, wyjdźmy z założenia, że ceny kupowanych towarów są następujące:




Załóżmy, że kupujemy miesięcznie 30 chlebów, 30 butelek wody, 10 kartonów mleka, 10 gazet. Jeżeli zbieraliśmy paragony, zauważymy, że rezygnując z zakupów w sklepie B na rzecz sklepu A, oszczędzamy aż 216 zł. Suma ta wynika z naszego spożycia produktów i skumulowanych oszczędności wynikających z zmiany sklepu. Przypominam, że człowiek kupuje więcej rzeczy niż chleb, wodę, mleko i czasopisma – dlatego też takie badanie lokalnego rynku może być dużo bardziej opłacalne!

Spodziewane miesięczne oszczędności: powyżej 100 zł

Kupuj produkty dobrej jakości – nawet jeżeli są droższe o te 10%. Posłużę się przykładem. Kiedyś kupiłem bluzę. Zapłaciłem za nią 120 zł. Od tamtej minęło 7 lat i nie widać na niej nawet śladów zużycia! Innym razem kupiłem inną bluzę za 60zł – ale znosiła się po sześciu miesiącach.
Który zakup był bardziej udany?

Bluza A: 120 zł / 7 lat = 17,14 zł rocznie
Bluza B: 60zł / 0,5 roku = 120 zł / rocznie


Bluza A kosztowała dwa razy więcej ale była sześć razy tańsza od bluzy B :- )

Wniosek jest prosty: warto kupować dobre produkty, które służą nam całe lata.

O czym należy pamiętać: niektóre towary są drogie i do kitu. Nie każdy drogi towar jest dobrej jakości. Jak to rozpoznać? Cóż, trzeba eksperymentować lub iść za czyjąś – miejmy nadzieję dobrą – radą.

Spodziewane oszczędności miesięczne: zależne od stopnia konsumpcji.

Dobrym źródłem oszczędności jest rozważne korzystanie z Gwarancji: Pamiętaj, że kupując nowy i nieużywany produkt masz prawo do gwarancji. Warunkiem jej wykorzystania jest okazanie paragonu, który stanowi dowód i umowę (tak, tak!) zakupu. Sęk w tym, że paragony dość szybko robią się nieczytelne a nadruk lubi się zacierać. Warto więc prosić o dodatkowy dowód sprzedaży np. fakturę – o ile istnieje taka możliwość.

Obliczyłem, że człowiek wydaje w ciągu życia około 700 000 zł – i to bez kredytów.  Jeżeli tylko 1% tej kwoty przeznaczono na produkty wadliwe, to mówimy tu o kwocie 7000 zł. Dla niektórych jest to nawet pół roku pracy. Warto chyba zabezpieczyć się przed stratą czasu i pieniędzy, prawda?

Spodziewane oszczędności miesięczne: 10 zł

Media- Cieknący kran potrafi pogubić nawet 50 litrów wody w ciągu jednej nocy! W ciągu miesiąca to aż 1500 litrów, które kosztuje około piętnastu złotych – wliczając koszt eksploatacji kanalizacji oraz ogrzania. Pomyślmy o tym, że drugie tyle to woda, która w ciągu dnia „przecieka przez palce”. Z moich kalkulacji – dość ostrożnych z tego co widzę po wypowiedziach w internecie – wynika, że marnujemy około trzydzieści złotych miesięcznie przez nierozsądną gospodarkę.

W ciągu roku to aż 360 zł na osobę zamieszkującą gospodarstwo domowe!

Powiem wam, że w chwili gdy pisze te słowa, sam się zaskoczyłem swoimi obliczeniami. Nie wliczam oświeconego światła kiedy nie jest potrzebne i innych wybryków, z których słynie Wielka Brytania :-) Przypominam też, że woda jest najtańszym medium – gdybym przytoczył obliczenia dla np. prądu, sytuacja byłaby bardziej dramatyczna.

Spodziewane oszczędności miesięczne: 30 zł

Współczynnik Małej Czarnej – człowiek wydaje każdego dnia mnóstwo pieniędzy na rzeczy niepotrzebne. Kupujemy impulsywnie, bez przemyślenia. Prenumerujemy niepotrzebne czasopisma. Szacuję, że przeciętny człowiek wydaje na rzeczy niepotrzebne nawet 200 zł każdego miesiąca!

Współczynnik Małej Czarnej, czyli kwota, którą niepotrzebnie wydajemy – jest objęta bardzo szeroką tematyką, dlatego proponuję przeczytać mój artykuł, który na ten temat napisałem. Tymczasem przeprowadź eksperyment: notuj swoje wydatki i zbieraj paragony. Po upływie miesiąca policz ile wydałeś pieniędzy i przekonaj się na co były przeznaczone. Zastanów się, czy na pewno wszystkie wydatki były uzasadnione realnymi potrzebami? Czy też może były impulsywne? Nie daj się złapać w pułapkę natychmiastowej odpowiedzi „oczywiście, że były potrzebne”. Naprawdę przemyśl tę kwestię. Ze swojej strony gwarantuję, że nie będzie to czas stracony.

Samochody. - czylu studnia bez dna, na której również da się zaoszczędzić. Ważna sprawa na początek: przemyśl, czy naprawę potrzebujesz nowe autko. Znam kilka osób, które zrobiły prawo jazdy, kupiły samochód….którym jeżdzą 500 m do sklepu i z powrotem.

Jeżeli jesteśmy pewni, że potrzebujemy samochodu i możemy sobie pozwolić na wydatek rzędu około 15 000 zł, to czas udać się na łowy. Odradzam zakup fabrycznie nowego samochodu. Główną wadą „nówki’ jest fakt, że sekundę po opuszczeniu salonu, jej wartość spada o około 30%. Po drugie przez pierwsze 2-3 lata samochód wydziela toksyny (czytaj: śmierdzi).

Poza unikaniem nowych samochodów, istnieją inne metody oszczędzania na motoryzacji. Mówią tu o oszczędnej jeździe. Przez słowo „oszczędna” mam na myśli odpowiednie dobieranie biegu do prędkości jazdy, unikanie tzw. jazdy na półsprzęgle oraz unikania gwałtownych hamowań i zrywów. Ale to chyba oczywiste, prawda?

Na zakończenie odradzam nabywanie pojazdów w "głupkowatych" kolorach: ciężko je sprzedać.

Spodziewane Oszczędności: zależne od jakości Twojego samochodu.

Sprzęt RTV i AGD

Co się tyczy oszczędności na innych sprzętach: nie ma większego sensu zakup oprzyrządowania i oprogramowania w dniach jego debiutu rynkowego. W tym czasie produkt jest najdroższy a krótki okres wstrzymania od zakupu, pozwala nam nabyć go taniej.

Z drugiej strony, w przypadku sprzętów pokroju odtwarzaczy multimedialnych, kamer itp., zakup produktów używanych musi być ryzykowny. Jaki jest złoty środek pomiędzy tymi dwoma wariantami?

Kupować nieużywany sprzęt – ale po jego premierze. Przy dzisiejszym postępie technologicznym „stare” produkty tanieją więc upragniony sprzęt możesz nabyć już w krótkim czasie po jego narodzinach rynkowych - i to za niższą cenę niż w ich trakcie.

Spodziewane oszczędności: 20- 50% Twoich wydatków na sprzęt i oprogramowanie.

Obliczam, że sumiennie stosując moje rady, możesz oszczędzić nawet kilkaset złotych każdego miesiąca! Piorunująca suma, prawda? Może się ona oczywiście różnić od tej zakładanej przeze mnie – być może nie używasz samochodu lub też kupujesz dużo więcej ubrań. Tak czy siak, jestem przekonany, że PRAKTYCZNE ZASTOSOWANIE przedstawionej przeze mnie wiedzy, pomoże Ci zaoszczędzić dużo pieniędzy :-)

Mały bonus na koniec:
Jeżeli rozważnie gospodarujemy swoimi oszczędnościami, to możemy zaoszczędzić nawet milion polskich złotych! Jak to zrobić? Przekonaj się tutaj!

Ćwiczenie Praktyczne: podsumuj swoją wiedzę o Współczynniku Małej Czarnej oraz Procencie Składanym. Zastosuj porady zawarte w tym tekście. Podziel się ze mną swoimi efektami :-)

Pod tym adresem znajdziesz moją poradę dot. sprzedaży aut - serwis Zaradni.pl
Pod tym adresem znajdziesz moją poradę dot. oszczędzania - serwis Zaradni.pl

wtorek, 31 sierpnia 2010

Dlaczego TERAZ ?


źródło obrazka: randlak.blox.pl















Mamy za sobą czas refleksji. Przyszło nam spotkać się z wielką tragedią, nie dlatego że zginęli nasi politycy, ale dlatego, że zginęli ludzie – nasi rodacy. Mimo wszystko, należy się też zastanowić nad naszą Polską i okolicznościami, które przyjdzie nam napotkać.

Nie jestem wróżbitą, socjologiem ani nie zajmuje się polityką, dlatego chciałbym skupić się na przewidywanych przeze mnie sytuacjach, które mogą mieć wpływ na ekonomiczną przyszłość narodu.

Zanim zaproszę wszystkich do lektury, pragnę zaznaczyć ważną rzecz: nie jestem Nostradamusem, treść tej notki to CZYSTA SPEKULACJA, która NIE MUSI się spełnić – i miejmy nadzieję, że się nie spełni.

Wszyscy wiemy, że niektóre kraje mają lepiej skrystalizowaną gospodarkę a inne mniej. Kraje wysokorozwinięte o „osiadłych” rynkach kapitałowych oraz rynkach pracy, są ciepłym azylem dla siły roboczej z krajów rozwijających się.

Dobrym przykładem potwierdzającym tę tezę, są dwa miliony Polaków, którzy opuścili swe domy by szukać szczęścia w USA, Niemczech, Francji lub na Wyspach Brytyjskich. Podobnie też, obywatele krajów mniej rozwiniętych niż Polska, przyjeżdżają do nas szukając zatrudnienia.

Zostałem kiedyś zapytany przez dziennikarza co sądzę o takowej „wędrówce ludów”. Odpowiedziałem, że jest to normalny proces ekonomiczny wynikający z wahań popytu i podaży na światowym rynku pracy. Możemy się z tym pogodzić lub nie, co nie zmienia faktu, że konsekwencje ekonomiczne dotkną nas wszystkich.

Należy pamiętać, że nie tylko Polacy opuszają swój Kraj. Podobnie czynią też inne narody. Część z nich szuka swego miejsca…w Polsce.

O ile mnie pamięć nie myli, przyrost naturalny w Polsce na rok 2008 wynosił 0%. Jeżeli wierzyć statystykom, liczba urodzeń i zgonów była dokładnie taka sama. Potem było tylko gorzej . W krajach, które szukają u nas potencjalnego zatrudnienia, ów przyrost jest dużo wyższy. Z całą pewnością, odbije się to pewnym piętnem na naszej sytuacji ekonomicznej.

Wyobraźmy sobie teraz Polskę za czterdzieści lat. Społeczeństwo starzeje się. ZUS albo upadnie (i pracujący dzisiaj na etacie zostaną bez grosza przy duszy) lub też, co bardziej prawdopodobne, środki emerytalne będą pompowane z budżetu Państwa. ZUS stanie się nierentownym przedsięwzięciem, które rząd będzie na siłę utrzymywać przy życiu – prawie jak w przypadku amerykańskiej NASA. Społeczeństwo leżące na zachód od żelaznej kurtyny (nie oszukujmy się, że jej nie ma. Po prostu przesunięto ją trochę na wschód) będą bazować na starszych osobach, w większości ubogich. W przeciwności do krajów z dłuższą tradycją kapitalistyczną, Polacy nie zdążyli podziedziczyć majątków po przodkach, co wielu z nas więzi w kieracie pracy etatowej.

Przewiduję, że zaniknie klasa średnia (która wbrew obiegowym opiniom żyje i ma się dobrze) a jej przedstawiciele staną się albo ubodzy, albo bogaci.

Wielu przedstawicieli narodów rozwijających się ekonomicznie, zaleje rynek pracy, godząc się na niskie wynagrodzenie. Stworzą oni konkurencję dla polskiego pracownika, który stanie przed perspektywą pracy za pensję o mocy nabywczej ok. 600zł (dzisiejszych).

Właściciele firm i inne osoby dające zatrudnienie w ramach cięcia kosztów, masowo pozwalniają pracowników, którzy nie zgodzą się podnieść rzuconej przez obcokrajowców rękawicy.

Innym potencjalnie niebezpiecznym czynnikiem jest zniesienie blokady obrotu nieruchomościami dla kupców z bogatszych krajów. Przyznaję, że informacje, które mam na ten temat mogą być zdezaktualizowane, ale jeżeli Polski rynek nieruchomości się umiędzynarodowi, zostaniemy zalani efektywnym popytem na mieszkania, domy oraz ziemię.

Efektem tego będzie wywindowanie cen nieruchomości w górę – i to wielokrotnie. Może napływ zagranicznego kapitału podreperuje budżet państwa, ale bilans pros and cons i tak będzie na minusie z powodu niebotycznych cen mieszkań. Kto mieszkanie kupi dziś, sprzeda je kiedyś z zyskiem. Kto go nie kupi….cóż, może mieć z tym kiedyś problem.

Jeżeli ograniczenia rynkowe, które dzisiaj nas chronią, zostaną zniesione, będzie jak w piosence Jacka Kaczmarskiego, w której „mury runą i pogrzebią stary świat”.

To bez znaczenia, czy te spekulacje znajdą odzwierciedlenie w przyszłości, czy nie. Tak czy siak, w tej chwili żyjemy w Kraju, w którym naprawdę da się wzbogacić. TERAZ jest właśnie jeden z najlepszych momentów na budowanie swego majątku. Kto nie wzbogaci się teraz, naraża się na to, że nie wzbogaci się nigdy.

Na zakończenie, chciałbym raz jeszcze podkreślić kilka rzeczy.

Po pierwsze: jestem pełen życzliwości dla ludzi wszystkich ras, religii, koloru skóry etc. Opisuję tylko ekonomiczne konsekwencje umiędzynarodowienia rynku – co potencjalnie nas czeka w przyszłości.

Po drugie: podkreślam raz jeszcze – to są czyste spekulacje oparte na układzie zamkniętym. Decyzje podjęte przez Rządy, koniunktura, sytuacje losowe i inne podobne mogą takowy proces zneutralizować, przyśpieszyć lub spowolnić.

Po trzecie: Jakkolwiek nie wyglądałaby przyszłość narodu, ludzie majętni są ZAWSZE lepiej przygotowani na nadchodzącej zmiany. Dzisiejszy rynek kapitałowy pozwala na łatwe i korzystne lokowanie pieniędzy. Sprytni w zeszłym miesiącu osiągnęli stopę zwrotu ok. 20%, to aż 240% w skali roku, czyli kilkaset razy lepiej od lokaty bankowej. Na rynku pracy mamy tzw. rynek pracodawcy, który pogłębia przepaść między pracownikiem a pracodawcą.


Czy można znaleźć lepszy moment na zrobienie pierwszego kroku w stronę wolności finansowej?

Bill



Urodził się w Seattle. Pochodził z zamożnej rodziny.

W szkole podstawowej dobrze radził sobie z matematyką, ale bez cudów – ot, zwykły czwórkowo piątkowy uczeń. Dość szybko „obcykał” kilka języków oprogramowania i związał się z jedną z firm, która upadła w latach siedemdziesiątych.

Jakiś czas później na zlecenie firmy Traf-O-Data brał udział w konstrukcji urządzenia, które miało służyć pomiaru ruchu ulicznego na bazie procesora Intel 8008. Zarobił na tym pierwsze 20.000$. Miał wtedy czternaście lat.

Upłynęło kilka lat. Ze swoim kumplem postanowił założyć firmę, która zajmie się sprzedażą interpretera języka BASIC. Zazdrośnicy mówili mu „Willy, dałbyś sobie siana z tymi komputerami”. Gdyby ich posłuchał świat, który dzisiaj znamy, wyglądałby inaczej. Bogu dzięki, nastolatek z Seattle wiedział swoje. Dzięki niemu piszę ten tekst w MS Wordzie.

Był to William Henry „Bill” Gates III. Okrada go ponad połowa ludzkości, a on I tak przez długie lata był najbogatszym człowiekiem na świecie.

Dlaczego wybrałem akurat taki przykład? Dlaczego w ogóle chciało mi się o tym pisać?

By ukazać wam potęgę systematycznej pracy. Bill, i wielu innych, regularnie ‘przerabiało’ jakąś normę. Każda taka norma, to seria małych kroków, które wiodą nas do celu. Zig Ziglar, ikona amerykańskiej branży dystrybucyjnej o dość zamotanym nazwisku, zadał sobie ważne pytanie: Jak zjeść słonia? Odpowiedź brzmi: kawałek po kawałku.

Podobnie jest z realizacją celów.

Jeżeli np. Twoim celem jest napisanie książki – a z tego co mi wiadomo co najmniej kilku naszych gości zajmuje się pisarstwem – prawdopodobnie masz mnóstwo pracy. Po pierwsze musisz zebrać materiały, opracować szkielet swojego dzieła, przygotować warsztat. Potem przystąpić do pisania, by na końcu poddać dzieło korekcie. Wszystko to, to są właśnie takie kęsy słonia –z tą różnicą, że książkę pisze się stronę po stronie. Jeżeli przeciętna książka ma ok. 300str, to napisanie jednej strony dziennie gwarantuje nam, że nasz maszynopis będzie gotowy gdzieś po roku.

Czy gdzieś w chaszczach czai się pułapka? Pewnie. I to cała masa. Nie sposób je wszystkie wymienić, ale postaram się opowiedzieć o kilku z nich:

1) Brak celów – problem dotyczy ludzi, którzy nie wykonali podanego wcześniej ćwiczenia SMART. Myślę, że najlepszym lekarstwem będzie cofnięcie się do archiwum i grzeczne wykonanie zaleconych działań. : - )

2) Nie korzystanie z metody dwóch strzałek - Pamiętacie dwa pytania, które trzeba było sobie zadać rano i wieczorem? Osoby, które nie pamiętają tego ćwiczenia, albo nie wykonały go wcześniej zapraszam do archiwum (Notka: SMART).

3) Zbyt mała lub zbyt wysoka norma- Jeżeli będziemy pisać jedno słowo dziennie, napisanie książki może zając nam troszkę więcej niż rok. Zbyt ciężka norma też nie jest dobrym rozwiązaniem. Pamiętam, jak w 2007r. miałem nie więcej niż osiem godzin wolnego na dobę. Odejmując pięć do sześciu godzin snu, zostawało niewiele czasu na wykonanie planu. W rezultacie albo kładłem się do snu sfrustrowany, że nie wyrobiłem planu albo zasypiałem nad grafikiem. Ważne jest więc, aby pamiętać o jednej rzeczy: ilość kroków, które mamy zamiar wykonać nie może być ani za mała, ani za duża.

Reasumując: Każde wielkie przedsięwzięcie, można podzielić na drobne kroki, których regularne wykonywanie gwarantuje zadowalający efekt końcowy.

Ćwiczenie praktyczne: Zostań „Billem” swojej branży. Swoje cele SMART podziel na dzienne porcje, które realizuj. Jeżeli będziesz systematycznie pracować, pojedyncze dzienne normy skumulują się a efekt końcowy będzie porażający: strona po stronie napiszesz książkę swojego sukcesu.

Twój najgorszy wróg:

Pewnego pięknego listopadowego dnia dokonałem wielkiej rzeczy – zalogowałem się na swoją skrzynkę e-mail. Piszę o tym, ponieważ odebrałem wtedy bardzo ważnego maila. Mój najważniejszy współpracownik ogłosił konkurs. Warunkiem wygrania konkursu było zwiększenie skuteczności swojej sprzedaży o około 200%. Nagrodą w konkursie była dosyć wysoka premia.

Pierwsze pytanie jakie sobie wtedy zadałem brzmiało: czy jest to możliwe? Czy da się w jednym miesiącu zwiększyć obroty komórki organizacyjnej o 200%? Chociaż wtedy wątpiłem w swoje szanse, postanowiłem spróbować. W końcu nic nie traciłem, a premia piechotą nie chodzi.

Wydawało się być trudne? No tak. Trzykrotne (100%+200%) wyrobienie normy, to jednak może być wyzwanie. Czy się udało?

Jasne.

Dlaczego?

Bo dokonałem innego wyboru niż większość kolegów, którzy stwierdzili, że coś jest „niemożliwe”. Zamiast „aletojestniemożliwować” postanowiłem sprawdzić i okazało się, że dla chcącego nic trudnego. Oczywiście wiązało się to z konsekwencjami: wydłużony czas i natężenie pracy itp.- ale to nie ma wpływu na realność przedsięwzięcia.

Dlaczego coś jest „niemożliwe” ?

Ponieważ nasz umysł jest wyposażony w strefę komfortu, o której mówiłem wcześniej. Nasza strefa komfortu stara się robić wszystko, byśmy PRZETRWALI. Zaznaczam, że przetrwanie nie oznacza szczęśliwego życia pełnego prosperity. Przetrwanie, to przetrwanie. Nasza psychika stara się ograniczyć naszą aktywność. Nasze umysły wymuszają na nas, byśmy przeżyli dzień korzystając z jak największej możliwej wygody. Nic więcej.

Nasza kultura wymyśliła sobie coś takiego jak ambicja, która nakazuje nam osiągać coraz więcej i mieć coraz więcej. Ambicja to uczucie, które jest w sprzeczności z naszą strefą komfortu. Jaki jest tego skutek? Człowiek, który nie nauczy się pokonywać strefy komfortu, jest skazany na niewesołe życie. „Niewesołość ta” polega na tym, że wielu z nas chce coś osiągnąć ale wiecznie przegrywają z swoją strefą komfortu. Następstwem tego stanu rzeczy, jest sytuacja, w której człowiek chce czegoś, ale nic nie robi by to osiągnąć. Jak to napisał T Harv Eker: „chcieć bez mieć, powoduje jeszcze więcej chcieć”. Błędne koło się zamyka.

Widziałem kiedyś zdjęcie człowieka, który stracił ręce. Jakie było jego hobby? Ćwiczenie na siłowni. Co robił po stracie rąk? Ćwiczył. Dokładnie Na tym co zostało z jego ramion, dźwigał zawieszone na łańcuchach ciężary. Zdjęcie było podpisane „impossible is nothing”.

Dodatkowo chciałbym, byście obejrzeli film.

Obejrzyj go, zanim będziesz kontynuować czytanie.

Co o tym sądzisz? Czy wyrobienie 300% normy dalej wydaje się być niemożliwe?

Na szczęście istnieje proste narzędzie, które pozwala nam sprawdzić stopień „niemożliwośći” konkretnego przedsięwzięcia. W obliczu zadań, które wydają się być „niemożliwe” zadaj sobie bardzo proste pytanie: Czy to, co chcę zrobić, ktoś zrobił już wcześniej? Jeżeli odpowiedź brzmi „tak, ktoś już wcześniej tego dokonał” to znak, że dane przedsięwzięcie jest jak najbardziej realne. Jeżeli odpowiedź brzmi „nie, nikt tego wcześniej nie zrobił” to upewnij się, czy to prawda. To, że nie słyszeliśmy o kimś, kto tego dokonał, nie neguje jego istnienia. Jeżeli mamy pewność, że coś nigdy nie zostało zrobione, powinniśmy bardziej wgłębić się w temat- a nuż odkryjemy coś nowego?

Gdyby ktoś zapytał się mnie kilka lat temu, czy da się zarobić w miesiąc 20.000zł odpowiedziałbym, że nie. Potem spotkałem faceta, który zarabiał 40.000zł.

Pytanie: „Czy ktoś już tego dokonał wcześniej?” Jest naprawdę potężnym narzędziem. Sprawia, że klapki opadają z oczu. Pytanie to uwalnia ambicję, która mówi „weź się w końcu do roboty”. Swoją drogą, jeżeli uważasz, że ktoś danego sukcesu jeszcze nie osiągnął, postaraj się być pierwszy. Wynalazek druku był tak bajecznie prosty, że na jego wprowadzenie pozwalała już starożytna technologia. Niestety wynaleziono go stosunkowo nie dawno, właśnie dlatego, że komuś wydawało się to być niemożliwe.

Pamiętaj, że trudne nie znaczy niemożliwe. Stawiaj sobie trudne zadania. Nawet jeżeli poniesiesz klęskę i nie osiągniesz swoich 300% to może uda się zahaczyć o 250%?

Ćwiczenie praktyczne: zastanów się nad projektem, który ostatnio planowałeś realizować. Zadaj sobie pytanie: czy znam kogoś, komu się to udało? Jeżeli zaniechałeś pracy nad czymś potencjalnie „niemożliwym” a widzisz, że ktoś zrobił coś podobnego – to znaczy, że masz do czynienia z wymówką. Możesz swobodnie podjąć decyzję o wznowieniu działania, lub jego zaprzestaniu. Zacznij kontrolować swoje decyzje, za pomocą pytania „czy ktoś to zrobił?”. Po pierwsze zauważysz, jak wiele mamy wymówek by zostać w swojej strefie komfortu. Po drugie, efektywność Twojego działania wzrośnie, ponieważ zaczniesz odróżniać rzeczy trudne, od nierealnych. Postępuj według następującego schematu:

Prawa Umysłu



Żyjemy w społeczeństwie, w którym istnieje zorganizowany system praw. W załączniku do owego zestawu ktoś dołączył zestaw kar, które przeznaczono dla cwaniaków, którzy owe prawa chcą łamać. Tak więc za zgapianie na sprawdzianach obrywa się po ocenach, za przekroczenie prędkości można dostać po kieszeni. W USA wprowadzono przepis, który pod groźbą więzienia, zakazuje rzucania czarów w miejscach publicznych. Wniosek jest prosty: łamanie prawa wiąże się z konsekwencjami.

Większość ludzi nie wie o tym, że istnieją tak zwane niepisane prawa psychiki. Umysł ludzki także rządzi się pewnego rodzaju prawami, które obowiązują każdego – niezależnie od tego czy w nie wierzy, czy nie.

Jest jednak ważna rzecz, o której trzeba wspomnieć: jeżeli złamiemy ustanowione prawo to poniesiemy konsekwencje – o ile damy się złapać. Łamiąc prawa fizyki, godzimy się z tym, że poniesiemy konsekwencje – niezależnie od tego kim jesteśmy. Jeżeli złamiemy prawa psychiki, mściwy cios musi nadejść w tempie błyskawicy. Większość populacji nie wie, jak rządzą się prawa umysłowe- dlatego też ciągle są przez nie karani. Jakie są to prawa? Co zrobić by wykorzystać je na swoją korzyść?

Chciałbym dzisiaj odpowiedzieć na te pytania. Zacznę od przedstawienia dwóch praw, które moim zdaniem, są fundamentalne.

Pamiętacie, jak w ostatniej notce wspomniałem o prawie przyciągania? Pierwszym z praw umysłu, które trzeba mieć na uwadze, jest właśnie prawo przyciągania. Dosyć dobrze opowiada o nim film „Sekret”. We wczesnej młodości zetknąłem się z „Potęgą Podświadomości” Josepha Murphy’ego. Prawo przyciągania jest pierwszą kwestią dotyczącą rozwoju personalnego, z jaką miałem możliwość się spotkać.

Mówi ono: przyciągasz to, o czym myślisz i na czym się skupiasz.

Dlatego też, tak bardzo zalecałem, by monitorować swój majątek netto.

Muszę przyznać, że praktyka bywa trochę bardziej skomplikowana, niż przedstawiają to wyżej wymienione dzieła. Osoby, które piszą/mówią o prawie przyciągania, często pomijają dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, prawo przyciągania jest akceleratorem – nie alternatywą działania. Działanie jest niezbędnym warunkiem osiągnięcia sukcesu w jakiejkolwiek kwestii. Należy również wspomnieć, że prawo przyciągania nie powinno występować w konflikcie z wewnętrznymi przekonaniami . Jeżeli zaniedbamy działanie, lub używamy prawa przyciągania w sprzeczności z naszymi przekonaniami, możemy zobaczyć taki dancing, jaki widziano pod Grunwaldem.

Prawo substytucji – jedno z moich ulubionych praw. Mówi ono, że nie da się myśleć o dwóch rzeczach na raz. Jeżeli o godzinie 15.01 pomyślałem o obligacjach a o 15.02 pomyślałem o akcjach, to pierwsza myśl została wyparta przez drugą. Dlaczego to jest takie super? Bo jest bardzo praktyczne. Spróbuj pomyśleć o walizce pieniędzy i traktorze za jednym zamachem. Po prostu jest to niemożliwe- w naszej psychice może gościć tylko jeden obraz w danej chwili. Nie można myśleć o dwóch rzeczach na raz. Oczywiście możesz się wycwanić i wyobrazić sobie traktor, w którym jest walizka pieniędzy – ale nie możesz wyobrazić sobie tego jednocześnie w dwóch różnych obrazach.

Dlaczego prawo substytucji jest takie praktyczne? Ponieważ koncentrując się na rozwiązaniu problemu, nie można jednocześnie marudzić. Koncentracja na rozwiązaniu rozwiewa marudzenie. Prawda jest taka, że goniąc za sukcesami (cokolwiek dla Ciebie oznacza sukces) narażamy się na potencjalne ryzyko. Sporadycznie występują porażki, straty. Czasami życie daje piachem w oczy i trzeba działać – osoby, które zbyt długo toną we łzach, często przegrywają. Istnieje złota zasada: działanie, działanie i przede wszystkim działanie.

Korzystanie z prawa substytucji jest nie tylko łatwe, ale też praktyczne: koncentrując się na rozwiązaniach, nie mam możliwości koncentrować się na marudzeniu. Jeżeli ktoś koncentruje się na działaniu i możliwościach, to znajduje rozwiązania i obraca porażkę w sukces. Sprawdzone, działa

Ćwiczenie Praktyczne: przypomnij sobie jakiś ważny projekt nad jakim pracujesz. Zastanów się jak możesz wykorzystać prawo przyciągania i prawo substytucji w jego realizacji. Jestem przekonany, że wymyślisz przynajmniej kilka dróg. W najbliższym czasie pokażę wam bardzo dobrze zorganizowane systemy stosowania tych praw. Tak swoją drogą gdyby ktoś miał jakieś pytania, lub chciał ten temat przedyskutować prywatnie, zapraszam na moją skrzynkę pocztową –Uprzejmie proszę o podpisywanie się pod korespondencją – nie odpowiadam na anonimy.

Chciałbym przypomnieć, że skala prowadzonych projektów nie ma znaczenia. Dla niektórych ważnym projektem jest rozbudowanie ogromnej korporacji, dla innych ważne jest znalezienie pracy. Przedstawione prawa są 100% skuteczne zarówno przy zdawaniu szkolnych egzaminów jak i śmiałych przedsięwzięciach finansowych. Pragnę zauważyć, że sprawy, które opisuję na blogu są tak samo skuteczne w finansach osobistych jak i życiu prywatnym. Nie ważne czy masz 100zł czy 100.000zł. Przedstawiona na blogu wiedza jest uniwersalna.

Tablica Motywacyjna



Pamiętacie, jak obiecywałem pokazać praktyczne narzędzia dotyczące praw umysłu? Dzisiaj chciałbym przedstawić jedno z nich. Jest to tablica celów.

Z góry zaznaczam, że nie jest to mój wynalazek. Jest to dość stary i znany patent ale ponieważ nie jest zbyt popularny, chciałbym o nim wspomnieć. Tablice celów zwane są też jako tablice motywacyjne.

Jakie zadania spełnia to proste narzędzie?

- Przypomina nam o celach
- jest źródłem motywacji
- Nasącza nas umysł pożądaną treścią, co uruchamia prawo przyciągania
- Tablica motywacyjna gryzie nas po sumieniu, jeżeli nie realizujemy celów. Jeżeli wisi na niej nasza kartka z celami, których realizacją się akurat nie zajmujemy, to odczuwamy takie niefajne uczucie z serii „widzę jak się lenisz” :- )
- Eliminuje wszelkie wymówki typu „zapomniałem”
- Psychika lubi wszelkiego rodzaju gadżety. Taka tablica jest tego typu zabawką, która „podkręca” nasze obroty na poziomie podświadomym.



Jak sobie zrobić taką tablice? Oj, to bardzo skomplikowany proces, którego przebieg zamieszczam poniżej:

- Zastanów się, czy chcesz sobie sprawić taką tablicę.
- Dlaczego odpowiedź brzmi „tak” ? :- )
- Gdy już zdobędziesz np. tablicę korkową, to powieś ją na ścianie.
- Powieś na tablicy wszystkie rzeczy, które wg Ciebie mogą pomóc Ci w realizacji celów.


Gotowe. Jeżeli z przyczyn technicznych nie możesz takiej tablicy zawiesić, użyj swojego pulpitu komputerowego. Ostrzegam jednak, że efekt będzie słabszy.

Co na takiej tablicy powinno się znaleźć? To, co uważasz za słuszne. Rodzaj i styl tablicy, to kwestia indywidualna. Moja tablica świeci pustkami – wisi na niej tylko kartka z listą celów. Rozpatruję dodanie jakiejś statystyki – więcej mi nie trzeba. Niektórzy lubią bawić się w bardziej złożone sprawy, wieszają jakieś fotografie, inspirujące aforyzmy itp.

Ćwiczenie Praktyczne: Rzuć okiem na tego linka  . Spraw sobie taką tablicę. Widzimy się w piątek – dla każdego, który pod piątkowym wpisem umieści komentarz, w którym oznajmi, że ma tablicę czeka nagroda: poczucie dobrze odwalonej roboty.

Pod tym adresem znajdziesz moją poradę dot. Tablicy Motywacyjnej - serwis Zaradni.pl